Sławomir Judziak, jego partnerka Marta i ich 5-miesięczny synek Bartuś żyją w urągających ludzkiej godności warunkach. Choć trudno to sobie wyobrazić, w ich domu już ponad dwadzieścia lat nie ma prądu, do tego poniemiecki budynek wymaga pilnego remontu. Na podłączenie energii rodziny nie stać – zimą utrzymuje się ona tylko z zasiłków pomocy społecznej.

Życie przy świeczce

Z DZIECKIEM, BEZ PRĄDU

Dźwiersztyny to niewielka wieś w gminie Pasym. Na kolonii miejscowości stoi samotny, poniemiecki dom, w którym mieszka Sławomir Judziak wraz ze swoją partnerką Martą oraz kilkumiesięcznym synkiem Bartusiem. Los nigdy nie rozpieszczał pana Sławomira. Kiedy miał zaledwie osiem lat, trafił do Domu Dziecka w Pasymiu. Tam wychowywało się również siedmioro jego rodzeństwa. Najmłodsza z sióstr nadal przebywa u rodziny zastępczej w Rańsku. Po skończeniu 18 lat pan Sławomir opuścił placówkę. Szybko okazało się jednak, że życie na własny rachunek nie jest łatwe. Mężczyzna nie skończył szkoły zawodowej i pracuje tylko dorywczo. Udało mu się znaleźć zatrudnienie w olsztyńskiej firmie produkującej styropian, ale tylko na rok. Latem pomaga okolicznym gospodarzom w pracach polowych, ale kiedy nadchodzi zima, nie ma żadnego zajęcia. Dwa lata temu zamieszkał w rodzinnym domu w Dźwiersztynach, gdzie wcześniej był zameldowany. Jego część nadal zajmuje ojciec mężczyzny, z którym jednak relacje nie układają się najlepiej. Budynek należy do gminy, a głównym najemcą pomieszczeń zamieszkiwanych przez pana Sławomira jest jego brat przebywający obecnie w Warszawie. Warunki, które tu panują, urągają wszelkim normom. Już od dwudziestu lat w domu nie ma prądu. To największa bolączka rodziny.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.