Piątek trzynastego upłynął tym razem nie pod znakiem pecha, ale solidnego rockowego grania. Na plaży miejskiej odbył się szczególny koncert, zwłaszcza dla muzyków i fanów szczycieńskiej grupy Hunter obchodzącej w tym roku 25-lecie istnienia. Nie mogło więc zabraknąć urodzinowych akcentów i specjalnych gości, a całość zwieńczył pokaz sztucznych ogni.
Hunter to nazwa dobrze znana nie tylko fanom rocka, ale chyba wszystkim mieszkańcom Szczytna. Założony tu przed 25 laty zespół Pawła Grzegorczyka i jego kolegów dziś należy do czołówki krajowego metalu, mając na koncie występy zarówno w znanych klubach, jak i na dużych festiwalach, takich jak choćby Przystanek Woodstock, którego publiczność kilka lat temu uhonorowała muzyków swoją nagrodą, Złotym Bączkiem. Hunter grał także za granicą, a jego piosenki trafiały na słynną Listę Przebojów Programu Trzeciego. W tym roku grupa otrzymała nominację do nagrody Fryderyka za najlepszą płytę metalową. W piątek 13 sierpnia Huntersi świętowali swój jubileusz w rodzinnym mieście, podczas koncertu na plaży miejskiej. Publiczność dopisała, tym bardziej, że wstęp był wolny, co wielu fanom rocka wynagrodziło nieco fakt przeniesienia zapowiadanego wcześniej festiwalu Open Mind do Warszawy. Na początku zagrał zespół Kuśka Brothers z Olsztyna, po nim na scenę wkroczyli jubilaci. Swoim występem Paweł Grzegorczyk i spółka po raz kolejny udowodnili, że mają tę samą młodzieńczą charyzmę, która towarzyszyła im ćwierć wieku temu, kiedy stawiali pierwsze kroki na deskach szczycieńskiego MDK-u. Publiczność usłyszała najbardziej znane utwory grupy, takie jak „Freedom”, „Pomiędzy niebem a piekłem”, T. E. L. I.”, „Kiedy umieram”, „Biało-Czerw” czy „Fallen”. Nie zabrakło też piosenek z ostatniej płyty „Hellwood”. Podczas koncertu na scenie pojawili się specjalni goście – chór Kantata, który podarował Hunterowi na urodziny kosz metalowych kwiatów oraz byli członkowie zespołu – perkusista Grzegorz Sławiński i basista Tomasz Golijaszewski.
Nie były to zresztą jedyne niespodzianki, jakie jubilaci przygotowali swoim fanom przybyłym często nawet z bardzo odległych zakątków Polski. Kiedy na dobre się już ściemniło, na scenę wkroczyli z pochodniami odziani w skóry Galindowie, zamieniając rockowy show w rodzaj pradawnego misterium. Dwugodzinny koncert nie mógł się obyć bez bisów, a całość zwieńczył urodzinowy pokaz sztucznych ogni. Finałem rockowego grania na plaży był występ płockiej grupy Lao Che, znanej m.in. z własnych wersji piosenek z Powstania Warszawskiego. Zespół miał pojawić się w Szczytnie pod koniec czerwca, jednak nie dotarł wtedy z przyczyn organizacyjnych.
(ew)