Pan Mirosław, nasz stały Czytelnik korzystający z bankomatu usytuowanego przy ul. Sienkiewicza poinformował nas, że ostatnio urządzenie to było nieczynne przez kilka dni.
Akurat potrzebował pieniędzy, a tu nici z bankomatowej wypłaty, wskutek czego mocno się zdenerwował. Irytacja jego spotęgowała się jeszcze, kiedy usiłował dowiedzieć się czegoś o awarii drogą telefoniczną - okazało się bowiem, że numer podany na bankomacie jest nieaktualny.
Ów automat oraz naklejka z numerem telefonu wygląda tak, jak na fot. 1.
Podany numer jest jednak jak najbardziej aktualny. Pod tym telefonem, i to całodobowo, dyżurują miłe panienki z Euronetu, który ma sieć takich bankomatów w całej Polsce. Sprawdziliśmy to, dzwoniąc w miniony czwartek. Być może, takie jest nasze podejrzenie, Czytelnik usiłował połączyć się z numerem wypisanym powyżej, tj. z 4761161 i poddenerwowany nie zorientował się, że to numer bankomatu, a nie telefonu do serwisu. Sprawa być może niewarta byłaby opisania, gdyby nie to, że miła pani, do której dzwoniliśmy w nocy, m. in. poleciła nam internetową stronę swojej firmy. Jest tam bowiem zamieszczona wyszukiwarka wszelkich bankomatów Euronetu na terenie całej Polski.
- To o tyle przydatne, że w razie awarii jednego z tych urządzeń szybko możemy dowiedzieć się, gdzie znajduje się najbliższy sprawny - wyjaśniła nam.
Tu jednak spotkała nas niespodzianka, bo wedle polecanej nam wyszukiwarki bankomatu Euronetu w Szczytnie w ogóle nie ma! Podaje ona, że najbliższy znajduje się w Olszynie na ul. Leonharda i jest oddalony od naszego miasta o 40,1 km. Nieco dalej stoi następny, przy ul. Sikorskiego odległy od Szczytna o 40,3 km. Co za precyzja pomiaru odległości! Niestety, zabrakło jej, jeśli chodzi o usytuowanie bankomatu w Szczytnie.
ZNIKAJĄCA FORSA
Teraz już poważniej o pieniądzach, a dokładnie o ich zniknięciu i to w miejscu, którego nigdy byśmy nie podejrzewali o coś takiego, czyli w banku. Oto 11 lutego nasz czytelnik Robert Miszkiewcz wpłacił do banku Millennium 800 zł tytułem wyrównania debetu na swoim koncie. Kilka dni później chciał pobrać pewną sumkę, ale niestety, okazało się, że jego konto jest gołe - nadal na debecie. Kiedy składał reklamację w tej sprawie, w oddziale przy ul. Chrobrego, zakomunikowano mu, że pieniądze znikły, bo była awaria systemu. Gdy interweniował w siedzibie na ul. Kościuszki, usłyszał, że sprawa na pewno się wyjaśni i to w ciągu 14 dni. Termin ów minął, a pieniędzy jak nie było, tak nie ma nadal, dlatego pan Robert przedstawił sprawę „Kurkowi”, mocno przy tym zdenerwowany. Akurat to nie dziwi, przecież 800 zł nie chodzi piechotą i szlag może trafić człowieka, kiedy sumkę taką straci.
Próbowaliśmy dowiedzieć się, jak wygląda sprawa pana Roberta bezpośrednio w Warszawie. Niestety, jak powiedziała nam Marta Michalik ze stołecznej siedziby Millennium Prestige, informacje o stanie konta oraz o tym, jak przebiega rozpatrywanie skargi, mogą być udzielone tylko i wyłącznie posiadaczowi konta i nic „Kurkowi” do tego.
IGNOROWANY ZAKAZ
Na tyłach posesji położonych przy ul. Sienkiewicza 2 - 4 stoi kontener na śmieci, co zilustrowaliśmy stosownym zdjęciem - fot. 2. Kontener wygląda jak kontener, ale obok wala się mnóstwo kartonów, co sprawia, że widok jest mało estetyczny. Co tu ukrywać - bałagan panuje tu totalny, a przecież poniżej biegną alejki nowo powstałego parku nad małym jeziorem, no i spacerowicze zmuszeni są oglądać coś takiego. Zwróćcie jednak uwagę, szanowni Czytelnicy, na pewien szczegół zaznaczony na fot. 2 czerwonym otokiem.
Co to takiego - popatrzmy - fot. 3. Proceder ze składowaniem w tym miejscu sporej liczby kartonów trwa już od jakiegoś czasu, dlatego postawiono tabliczkę. No tak, tylko jak ów zakaz jest przestrzegany. „Kurek” z ciekawości obejrzał kilka kartonów z bliska i okazało się, że niektóre z nich to opakowania po paczkach nadesłanych aż z Niemiec. Adresowane są jednak na ul. Przerwy- Tetmajera - fot. 4.
Dziwne zatem, że dotarły aż tutaj.
WSZECHOGARNIAJĄCE BŁOTO
- Ratujcie nas, bo toniemy w błocie i kałużach - usłyszeliśmy w słuchawce głos zrozpaczonej Czytelniczki z ul. Iwaszkiewicza. Nasza rozmówczyni dodała jeszcze, że dzieje się tam coś okropnego. Właśnie urwała w błocie obcas z jednego buta, drugi utkwił w brei na dobre, a przecież śpieszy się do pracy. No i tak męczy się codziennie, rano gdy idzie do firmy, po południu jak wraca do domu. Wszystko to porobiło się wskutek przebudowy ulicy sąsiedniej Lwowskiej. Trakt ów otrzyma oczekiwany przez lata dywanik asfaltowy, ale na razie jest to królestwo wszechogarniającego błota i kałuż. Akurat przyszła odwilż, roboty, które tu prowadzono dość krótko, obecnie zamarły całkowicie i mieszkańcy pozostawieni zostali sami sobie z całym tym galimatiasem budowlanym - wykopami, nasypami i błotem. Dzieją się tu zadziwiające rzeczy. Nastąpiło m. in. odwrócenie ról ruchu samochodowo - pieszego. Piesi chadzają środkiem remontowanej ulicy, zaś samochody podążają rozmiękłymi chodnikami! Widać to dokładnie na kolejnym zdjęciu - fot. 5. Inaczej się nie da, gdyż po ulicy z zerwaną nawierzchnią jazda samochodem stała się niemożliwa. Chodniki są jednak wąskie i co wtedy, jeśli z naprzeciwka pojawi się drugi pojazd?
Wówczas jeden z nich wjeżdża w którąś z bocznych uliczek wchodzących do Lwowskiej i bardzo długo czeka, aż ten drugi przejedzie, bo samochody po błotnistej brei poruszają się bardzo powoli - fot. 6. Autem nosi na wszystkie strony.
Penetrując okolicę, „Kurek” obserwował także, jak radzą sobie tu piesi. Jedni podążają pokornie rozmiękłą ulicą, brodząc po kostki w błocie, inni, gdy muszą przejść na drugą stronę, skaczą jak rącze sarenki - fot. 7.
- Cieszyliśmy się z tej inwestycji, że będzie tu asfalt, ale to, co obecnie się dzieje, przekroczyło nasze wyobrażenie - ani dojść, ani dojechać - skarżą się „Kurkowi” przechodnie.