Członkowie komisji likwidacyjnej powołanej przez starostę podpisali się pod protokołem o zniszczeniu sprzętu sportowego, nie widząc go na oczy. To jeden z wątków prowadzonego przez prokuraturę postępowania, którym objęto nie tylko pracowników starostwa.
REWIZJE U SKARBNIKA
Pracownicy szczycieńskiego starostwa ten dzień będą długo pamiętać. W piątek 9 stycznia do wydziału finansowego i gabinetu skarbnika wkroczyli policjanci, i to wcale nie z kurtuazyjną wizytą. Po przeszukaniu pomieszczeń zarekwirowali komputer i tego samego jeszcze dnia przeprowadzili rewizję w domu skarbnika.
- Nie było do tego żadnych podstaw. Sytuacja, której sprawa dotyczyła, nie wymagała takich działań - mówi zbulwersowany Henryk Samborski. Co kryje się za tymi sensacyjnymi zdarzeniami? Trudno o oficjalne informacje.
Prokurator Rejonowa Dorota Krzyna potwierdza tylko, że toczy się postępowanie, w którym postawiono zarzuty m.in. z art. 251 kodeksu karnego („funkcjonariusz publiczny lub inna osoba uprawniona do wystawiania dokumentu, która poświadcza w nim nieprawdę co do okoliczności mającej znaczenie prawne podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5”). Nie chce jednak zdradzić szczegółów ani żadnych nazwisk.
- Rozumiem zainteresowanie prasy i społeczeństwa, ale dobro postępowania jest dla mnie najważniejsze – tłumaczy. Zapewnia też, że nie ma znaczenia, że może tu chodzić o prominentne osoby. Dodaje jeszcze, że postępowanie jest w toku, a to oznaczać może postawienie zarzutów kolejnym osobom.
NOWE WŁADZE
MKS-u SKŁADAJĄ
ZAWIADOMIENIE
Początek sprawy wiedzie do Miejskiego Klubu Sportowego w Szczytnie. Rok temu doszło w nim do zmiany władz. Zbigniewa Magnuszewskiego na stanowisku prezesa zastąpił Jacek Piórkowski, jego zastępcą został Jan Świerczewski.
Wkrótce po wyborach nowo wybrane władze MKS-u złożyły do policji zawiadomienie.
- Mieliśmy wątpliwości co do zarządzania klubem – enigmatycznie tłumaczy wiceprezes MKS-u Jan Świerczewski. Szczegółów nie chce jednak zdradzić, zasłaniając się tajemnicą postępowania prokuratorskiego.
Według informacji, które udało nam się zgromadzić, zastrzeżenia miały dotyczyć spraw związanych z finansami klubu i dysponowaniem sprzętem sportowym.
Co na to były prezes?
- Wszystko robiliśmy zgodnie z przepisami. Te podejrzenia są wyssane z palca – zapewnia Zbigniew Magnuszewski.
W 2006 roku za jego rządów MKS otrzymał od starostwa powiatowego w Szczytnie w użyczenie sprzęt sportowy wartości 10 tys. zł.
- Za te pieniądze zakupiono buty, rękawice, ochraniacze i piłki - mówi Magnuszewski. – O tym, co ma być przydzielone poszczególnym zawodnikom decydowali trenerzy, następnie wpisywano to na kartotekę. Na koniec roku zużyty sprzęt komisja MKS-u zlikwidowała i zdjęła z majątku: - Trafił on do naszego kontenera, a następnie na wysypisko w Linowie.
ZLIKWIDOWALI SPRZĘT, NIE WIDZĄC GO NA OCZY
Sprzęt, który przekazało klubowi starostwo, był w użyczeniu. To oznacza ściśle określoną procedurę, także dotyczącą jego likwidacji. Powinna tym się zająć powołana przez starostę komisja likwidacyjna. Członkowie komisji sporządzili stosowny dokument, ale już po pozbyciu się sprzętu przez MKS. Nie widząc sprzętu na oczy, podpisali się pod protokołem o jego zniszczeniu. Sprawa wyszła na jaw.
Przewodnicząca komisji likwidacyjnej nie chce wypowiadać się w tej sprawie na łamach „Kurka”.
Jak ustaliliśmy, swoim współpracownikom miała mówić, że podpisała się pod dokumentem, bo tak kazał jej skarbnik.
Henryk Samborski temu jednak zdecydowanie zaprzecza.
- Nikogo do niczego nie namawiałem – zapewnia, dodając, że z tą sprawą nie ma nic wspólnego. Według naszych informacji, zarzuty przedstawiono członkom komisji likwidacyjnej starostwa. Skarbnika w tym gronie nie ma.
Nie ma też starosty i wicestarosty, który zatwierdzał protokół komisji likwidacyjnej – tak przynajmniej zapewnia wicestarosta Kazimierz Oleszkiewicz.
STAROSTA MA PODJĄĆ DECYZJE
- Ta sprawa na pewno nie sprzyja dobrej pracy w starostwie – mówi starosta Jarosław Matłach. Informuje, że sam prowadzi wewnętrzne postępowanie i czeka na ustalenia prokuratury. Nie wyklucza, że w najbliższych dniach podejmie stosowne decyzje wobec osób, którym postawiono zarzuty. W grę wchodzi zawieszenie w czynnościach służbowych.
Andrzej Olszewski/Fot. M.J.Plitt
TO BYŁO NIEPOTRZEBNE
Rozmowa z wicestarostą Kazimierzem Oleszkiewiczem
- Pan też jest zamieszany w tę sprawę.
- Prawda jest taka, że ja zatwierdzam protokoły komisji likwidacyjnej. W swoim działaniu kieruję się zasadą zaufania. Nigdy po komisji inwentaryzacyjnej czy likwidacyjnej nie sprawdzałem sprzętu i nie liczyłem go. Uważałem, że takiej potrzeby nie ma.
- Według posiadanych przez nas informacji, komisja likwidacyjna przed sporządzeniem protokołu sprzętu nie widziała.
- Jeżeli tak było, popełniła błąd.
- Będą konsekwencje?
- Oczywiście, że tak, bo nie ma tu miejsca dla bezprawnych działań. Pracownicy, przyjmując na siebie obowiązki, muszą je wypełniać zgodnie z literą prawa.
- Nawet jeżeli dotyczy to sprzętu niewielkiej wartości?
- Tak. Od strony czysto materialnej dotyczy to niewielkiej kwoty, natomiast zamieszanie jest spore. Źle się stało, że nabrało to takiego wymiaru, ponieważ może zaszkodzić współpracy samorządów z organizacjami pozarządowymi. Wymaga ona wspólnych działań na zasadzie zaufania. Jeżeli tego zaufania zabraknie to ucierpią na tym ludzie, którzy korzystają z efektów tej współpracy.
- Kto tu jest najbardziej winny?
- Działacze MKS-u, którzy mieli bałagan związany z ewidencją sprzętu i gospodarowaniem nim. Tam było źródło całego zamieszania i związanych z nim następstw.
rozmawiał Andrzej Olszewski