Alternatywne przejście

Niedawno, pewien mieszkaniec ul. Kolejowej poinformował mnie, iż kładka nad torami, która znajduje się w niedalekim sąsiedztwie jego domu nie jest w najlepszym stanie technicznym.

- Deski są spróchniałe, skutkiem czego mogą pęknąć pod ciężarem przechodzącego człowieka i wyląduje on na dachu pędzącej niżej lokomotywy, albo wagonów - tak dzielił się swym niepokojem.

Początkowo zbagatelizowałem ten sygnał, gdyż uważałem, że pies z kulawą nogą po kładce nie chodzi, wszak czasy, gdy Szczytno stanowiło ważny węzeł kolejowy i wiele pociągów przemierzało przez nasz gród, przez co przejazd na ul. Warszawskiej był w zasadzie stale zamknięty, należą już do zamierzchłej przeszłości.

Kiedy jednak wybrałem się w te okolice, w miniony czwartek, ok. godz. 15.20 musiałem zmienić swoje zdanie co do używalności kładki. Ruch tam i owszem jest - fot. 1.

Po prostu o tej porze dnia, w niewielkich odstępach czasu, ze stacji Szczytno rusza kilka pociągów, co powoduje, iż przejazd praktycznie w ciągu ok. 30 min. otwierany jest tylko na krótkie chwile. Piesi tracąc wówczas cierpliwość idą górą - po kładce. Głównie dzieci i młodzież, bo dla nich nie jest to uciążliwe.

Znalazłszy się na kładce razem ze współprzechodniami obejrzałem deski bardzo dokładnie, badałem ich zachowanie pod ciężarem ciała i w zasadzie wszystko wyglądało w porządku. Deski nieco się uginają, ale to nic groźnego - wszak taka ich natura, są elastyczne. Ale uwaga - jedna z nich pod ciężarem dorosłego człowieka (76 kg) wygina się nazbyt mocno (w połowie swojej długości jest nieco wykruszona (spróchniała) i w przyszłości może stać się przyczyną wypadku. - fot. 2.

Znajduje się ona w czwartym rządku (licząc od strony ul. Chrobrego) i... krok, najwyżej dwa, a nastąpi na nią dziecko - fot. 2. Póki co, nic się nie stało, deska nie pękła, ale lepiej dmuchać na zimne, niźli potem się sparzyć. Dlatego poinformowałem odpowiednie służby miejskie, by zajęły się tym problemem.

Wyjścia są dwa - zamknięcie kładki dla ruchu, albo jej remont, poprzedzony stosownymi oględzinami i ekspertyzą. Oględziny miały nastąpić już w poniedziałek, czyli na dwa dni przedtem, nim niniejszy "Kurek" znajdzie się w kolportażu.

KŁADKOWE ATRAKCJE

Szkoda byłoby kładkę zamykać, bo jest ona nie tylko alternatywną drogą, gdy przejazd pozostaje długo zamknięty, a my tracimy cierpliwość. Stanowi też niemałą atrakcję dla dzieci i młodzieży.

Niechaj za przykład posłuży taka scenka - oto mama z niecierpliwością czeka, aż jej córeczka nasyci oczy nowymi widokami - fot. 3. A jest tu co podziwiać - z wysokości kładki wszystko bowiem wygląda jakoś inaczej, jest takie malutkie, zminiaturyzowane. Lokomotywa spalinowa podpatrywana z góry traci swój ogrom i potęgę - prezentuje się niczym zabawka fot. 4.

Są też i inne atrakcje - możemy rozerwać się biorąc udział w głosowaniu-zabawie, bo oto na jednym z przęseł kładki stoi taki napis: kto nas lubi - niech postawi kreskę. Kresek różnokolorowych namalowanych jest już sporo, a sporo (pośród dzieci) jest chętnych do ich stawiania - fot. 5. Tyle, że nie wiadomo, kto jest tym, kogo mamy lubić. Może po prostu chodzi o to, iż lubić powinniśmy się wszyscy?

Dodam jeszcze tyle, iż sam spędziłem na kładce pół godziny z okładem i ani przez chwilę się nie nudziłem, obserwując rozmaite scenki odgrywające się na niej i pod nią.

W tym zauważyłem i taki obrazek - dwóch niefrasobliwych panów spacerujących tuż obok pociągu zdążającego do Olsztyna - fot. 6.

Przypomniała mi się natychmiast pewna anegdotka.

Raz sokista zauważył człowieka idącego tuż obok torów.

- Panie, tutaj chodzić nie wolno! - zwrócił mu uwagę.

Na co oburzony jegomość: - Jak to nie wolno. Mnie wolno, bo mam bilet i mógłbym tędy jechać koleją, gdybym nie spóźnił się na pociąg!

DROGOWA ZASADZKA

Inny sygnał od Czytelnika gazety i inny problem, bo oto nieomal nie doszło do urwania zawieszenia w samochodzie osobowym, którym jechał nasz sygnałodawca. Rzecz zdarzyła się na ul. Łomżyńskiej, nieopodal schroniska dla psów.

I problem nie tkwi w nawierzchni ulicy, która notabene jest fatalna, bo zbudowana z płyt betonowych, między którymi zieją wielkie szpary - ciężka próba dla samochodowych amortyzatorów, ale w niespodziance zgoła innego rodzaju. Oto w obwiednię jezdni wcina się tutaj wysoki krawężnik - fot. 7.

Wszystko jest (w miarę) w porządku, gdy widoczność jest dobra. Przeszkodę możemy zauważyć z daleka i ją ominąć. Gorzej gdy podążamy za innym pojazdem (nawet rowerzystą), który widok na ów krawężnik może całkowicie przesłonić. Wówczas z całą pewnością walniemy w ową niespodziewaną nie tyle wysepkę, co raczej chodnikowy półwysep. Widać zresztą na nim ślady samochodowych opon, więc nie raz jeden była ona najeżdżana. Ślady wskazują na to, że wybrzuszony krawężnik okalał drzewo, które rosło na samej granicy jezdni. Z tych samych śladów wnioskować należy, iż owego drzewa nie ma już dawno. Został tylko wygięty, wżynający się w jezdnię krawężnik - teraz świadectwo ludzkiej głupoty.

2003.06.18