W moim wieku żyje się wspomnieniami. W bardzo, bardzo dawnych czasach dane mi było garściami korzystać z uroków życia pośród warszawskiej, artystycznej bohemy. Ale dzisiaj, po kilkudziesięciu latach... Pozwolę sobie zacytować fragment przedwojennego, kabaretowego wierszyka Adolfa Dymszy: Człek się do pierwszych wtedy zaliczał - komik, ekscentryk, bim-bom, dzisiaj już człowiek cokolwiek spierniczał, w sercu tęsknica i srom. Graj mi Cyganie, wina mi dać, ech kurczę pieczone, psia mać.
No właśnie. Pasuje do mnie jak ulał. Co prawda dziś prawdziwych Cyganów już nie ma. Zastąpili ich jacyś Romowie. Na ogół bez skrzypiec. Dobrze, że chociaż wino mi zostało. A także wspomnienia.
Zebrało mi się na owe wspomnienia, bowiem dostałem, w prezencie od żony, dwie, świeżo wydane książki. „Wakacje gwiazd w PRL” Krystyny Gucewicz oraz „Mistrz offu” Jacka Fedorowicza. Autorzy to prawdziwie zasłużeni reprezentanci owych dawnych czasów, wspomnianych przeze mnie na wstępie. W swoich książkach przypomnieli mi mnóstwo postaci i wydarzeń z lat młodości. Aktor i satyryk Jacek Fedorowicz jest ode mnie starszy o 8 lat. Nigdy nie poznałem go osobiście. Natomiast Krystyna Gucewicz - dziennikarka, pisarka, krytyk sztuki - urodziła się dwa lata po mnie. Miałem okazję spotkać się z nią kilkakrotnie, aczkolwiek nigdy nie byliśmy jakoś specjalnie zaprzyjaźnieni. Ci mistrzowie zainspirowali mnie do podzielenia się z czytelnikami kilkoma własnymi spostrzeżeniami z czasów mrocznego PRL-u, aczkolwiek widzianego od strony najjaśniejszej.
Tą najjaśniejszą stroną była sztuka. Komunistyczni władcy Polski poniekąd podlizywali się artystom.