Niedawno pewien stary znajomy zatelefonował do mnie z informacją, że po śmierci kogoś z rodziny odziedziczył dwa niewielkie obrazy Kossaka. Pytał ile to może być warte i gdzie można takowe arcydzieła sprzedać. Był pełen entuzjazmu i spodziewał się dużych pieniędzy. Kiedy zadałem mu pytanie o którego z Kossaków chodzi, nie potrafił udzielić mi odpowiedzi, bo też nie miał pojęcia, że było ich kilku.
Zdałem sobie wówczas sprawę, że wiedza o słynnych polskich artystach jest u nas raczej mało rozpowszechniona. Sądzę, że typowy Polak obudzony w środku nocy pytaniem: „wymień sławnych polskich malarzy”, bez namysłu wykrzyknie „Matejko”, a po namyśle być może doda jeszcze „Kossak”.
Postanowiłem zatem napisać dzisiaj co nieco o słynnej artystycznej dynastii Kossaków, bo też jest to niebywałe historycznie zjawisko, że w trzech pokoleniach, w jednej rodzinie, przyszło na świat po kolei trzech malarzy – to w linii męskiej, a w linii żeńskiej trzy pisarki. A przy tym wszystko to sławy z najwyższej półki!
W roku 1869, czterdziestopięcioletni malarz zdobywający wówczas sławę zakupił w Krakowie, na Zwierzyńcu, neogotycki dworek. Był to Juliusz Kossak, a willę, będącą od tej pory rodową siedzibą Kossaków, nazywano później kossakówką. Istnieje ona zresztą do dziś, choć w stanie niemal kompletnej ruiny. Juliusz Kossak był wielkim akwarelistą. Uważany jest za twórcę polskiego malarstwa batalistycznego. Romantyczny patriota malował sceny z rycerskiej przeszłości Polaków. W jego słynnych kompozycjach zawsze głównym elementem był koń. Zmarł w roku 1899.
Juliusz Kossak pozostawił pięcioro dzieci, ale kossakówkę przejął najstarszy syn Wojciech. On także odziedziczył po ojcu talent. Otrzymał staranne wykształcenie artystyczne i wkrótce stał się nie mniej sławny niż jego poprzednik. W kossakówce przyszły też na świat dzieci Wojciecha. Był to syn Jerzy, który później kontynuował malarską tradycję ojca, córka Maria – przyszła słynna poetka Pawlikowska–Jasnorzewska oraz Madzia – późniejsza satyryczka i pisarka Magdalena Samozwaniec. Dla uzupełnienia kolekcji twórców literackich z rodziny Kossaków dodajmy, że sławna pisarka Zofia Kossak–Szczucka była córką wojciechowego brata bliźniaka. Tyle że nie wychowywała się w kossakówce.
Wojciech Kossak był artystą nie gorszym od ojca i szybko osiągnął sławę oraz popularność. Zatem także pieniądze. Nie mniej utrzymanie luksusowego domu i rodziny, przy wrodzonym zamiłowaniu do wszelakich luksusów i wygód, pochłaniało majątek. Na szczęście słynny Wojciech mógł zawsze sprzedać wszystko to co namalował. Wciąż też otrzymywał masę zamówień. Tylko że nie był w stanie z tym wszystkim nadążyć. Toteż wkrótce „popadł w chałturę” - jak to się dzisiaj określa. Przede wszystkim przyuczył zdolnego syna do malowania w swoim oryginalnym stylu. Jerzy nie otrzymał żadnego artystycznego wykształcenia, ale prędko nauczył się bezbłędnie kopiować ojca. Tak powstała fabryczka obrazów. Jerzy przy pomocy jeszcze kilku kolegów – przeciętnych malarzy produkował obrazki według wzorów ojca i to po kilka dziennie. Wojciech nadawał owym dziełom ostateczny sznyt i podpisywał je. W ten sposób wyprodukowano setki „Piłsudów”, czyli portretów Marszałka oraz „Napciów”, czyli obrazów o treści napoleońskiej. Wszystko na podstawie przygotowanego przez ojca kompletu motywów wyrysowanych na arkuszach przezroczystej kalki. „Fabryczka obrazów” funkcjonowała jeszcze podczas okupacji niemieckiej, aż do śmierci Wojciecha Kossaka w roku 1942.
W powojennej Polsce Jerzy Kossak sprzedawał, z niejakim powodzeniem, swoje akwarele podpisując je własną sygnaturą. Trwało to przez kilka lat, dopóki wszechobowiązujący socrealizm nie wymiótł prac artysty z rodzimych galerii sztuki. Zatem co można powiedzieć o wartości prac dynastii Kossaków? Niewątpliwie w ogromnej cenie będą zawsze prace dziadka Juliusza. Co do Wojciecha, to tylko bardzo staranna ekspertyza może wskazać, spośród setek obrazów te, które posiadają wartość autorską. Tym bardziej, że nawet we wczesnym okresie twórczości artysta niektóre tematy malował kilkakrotnie, co dzisiaj może budzić wątpliwości który jest kopią, a który oryginałem. Co do prac sygnowanych przez Jerzego Kossaka, to wartość ich nie przekracza średnich cen popularnych współczesnych plastyków. Wiem coś o tym, bo Jerzy Kossak, tuż przed wybuchem wojny, podkochiwał się w pięknej Zofii – studentce uniwersytetu, której podarował kilka własnych, oryginalnych obrazków. Owa Zosia, to nie żyjąca już od wielu lat siostra mojego ojca. Obrazy te pozostały w rodzinie.
Jednym z prawdziwych, oryginalnych obrazów Wojciecha Kossaka jest „Ranny kirasjer i dziewczyna”. Sam autor namalował ten obraz co najmniej w trzech wersjach. Przedstawiam zatem jako dzisiejszą ilustrację do felietonu wersję specjalną, przygotowaną przez moją córkę. Ze mną w roli kirasjera.
Andrzej Symonowicz