Nasz region należy – choć może nie w całości – do grona szczęśliwców mogących mieć jeszcze jako taki kontakt z prawdziwą zimą.
Ta wprawdzie pojawia się i znika, ale jednak bywa. Przypomnijmy, że przyszła ona do nas w drugiej połowie listopada, trochę potrzymała, święta mieliśmy na plusie i deszczowe, choć w wigilijne przedpołudnie akcenty zimowe jeszcze były. Wróciła w Nowy Rok, a w poprzedni czwartek gołoledź narobiła sporo problemów. Niektóre drogi i chodniki zamieniły się w lodowiska. Mimo tego samochodów na ulicach nie brakowało, choć jazda w wielu miejscach była co najmniej ryzykowna. Na trasy musiały wyjechać pociągi. Jak wiemy, w Polsce największe spóźnienia miały pociągi elektryczne, a to z powodu oblodzenia sieci trakcyjnej. U nas podobnej infrastruktury kolejowej nie ma (i chyba już nie będzie, choć kto wie), ale przez Szczytno przejeżdżają dwie pary dalekobieżnych składów, które na wcześniejszych (i późniejszych) odcinkach także ciągnięte są przez lokomotywy z pantografami. To miało wpływ na ich punktualność na szczycieńskiej stacji.
Oblodzone i pokryte mokrym śniegiem zostały także drzewa. Gałęzie niejednokrotnie zgięły się w stronę chodników i dróg (fot. 1) , co ograniczyło komfort poruszania się.
W piątek, sobotę i niedzielę mieliśmy to bardziej urokliwe oblicze zimy – choć temperatura spadła do minus kilkunastu stopni. Nie było już aż tak ślisko, a wyżowa pogoda zachęcała do spacerów i podziwiania filmowych miejscami widoków.
NA NARTY I NIE TYLKO
Śnieg, który na razie przykrył tereny naszego powiatu, zachęca amatorów narciarstwa. W miniony weekend udaliśmy się na ścieżkę rowerową (odcinek Szczytno-Ochódno), by tam poszukać fanów białego szaleństwa. Pogoda była zachęcająca, ale mimo poświęcenia trochę czasu, by kogoś zobaczyć na trasie, nikogo nie widzieliśmy. Sam wygląd szlaku także nie wskazywał, by jakiś narciarz w ostatnich dniach z niego korzystał – na śniegu nie ma żadnych śladów nart (fot. 2) . Gdy stanęliśmy na ośnieżonej ścieżce, wyczuliśmy, co może być przyczyną. Pod białą warstewką znajduje się kruszący się lód, efekt tego, co działo się w gołoledziowy czwartek, o którym już pisaliśmy. Gdy wracaliśmy do Szczytna (przez Lemany), w pewnym momencie zobaczyliśmy na jednej z górek coś, co mogło wyglądać jak ślady po narciarskiej przejażdżce (fot. 3) . Narty musiałyby być jednak rozstawione niczym u osoby znajdującej się w szpagacie i mieć przy okazji znaczną szerokość. Owe ślady to najwyraźniej skutek jakichś nie do końca legalnych samochodowych przejażdżek – bo i po co jeździć po czymś, co drogą nie jest? Skoro duzi chłopcy muszą sobie podriftować po szczycieńskich parkingach czy polu w pobliżu stadionu na ul. Ostrołęckiej, to dlaczego nie mogliby się pobawić także w innych miejscach?