Zakupione przez Urząd Marszałkowski szynobusy, zamiast poprawić komunikację w województwie, coraz częściej ją dezorganizują. Awaria goni awarię, o czym osobiście przekonują się także pasażerowie ze Szczytna.

Awaria za awarią

Poniedziałek 21 marca, godz. 9.30, dworzec PKP w Szczytnie. Każdego przechodnia intryguje taki oto obrazek: pasażerowie udający się do Olsztyna wypatrują nadjeżdżającego pojazdu nie na peronie, a... przed dworcem. Przed 10.00 podjeżdża duży autokar z napisem "linia zastępcza" i zabiera podenerwowanych podróżnych.

- To już trzeci raz w tym miesiącu zamiast pociągu podstawia się nam autobus - nie kryje irytacji jeden z pasażerów Tadeusz Bogusz. Jest tym zbulwersowany, bo to dezorganizuje jego pracę. Jako doradca prawny reprezentuje interesy swoich klientów w sądzie. Awarie szynobusów powodują, że spóźnia się na rozprawy, wystawiając swoją reputację na szwank.

- Awarie szynobusów w naszym województwie są na porządku dziennym - słyszymy od Stanisława Bieganowskiego, przewodniczącego komisji zakładowej "Solidarności" przy Warmińsko-Mazurskim zakładzie przewozów regionalnych. - W minioną niedzielę zepsuły się dwa, spośród czterech jeżdżących po Warmii i Mazurach.

Pojazdy zostały zakupione przez Urząd Marszałkowski. Dyrektor wydziału Infrastruktury i Geodezji Andrzej Śmietanko w częstych awariach szynobusów nie doszukuje się niczego niepokojącego.

- Szynobusy od niedawna są produkowane w Polsce - tłumaczy występujące zjawisko dyrektor. Składane są one w dużej mierze z części sprowadzanych z zagranicy, np. silniki i koła - z Włoch, przekładnie - z Niemiec, a elektronika - ze Szwecji.

- Jest to najnowsza technika, której muszą nauczyć się obsługujący pojazdy pracownicy - dodaje.

Inne zdanie ma na ten temat szef kolejarskiej "Solidarności". Według niego produkowane w Bydgoszczy szynobusy są kiepskiej jakości. Informował o tym dyrektora Śmietanko już po zakupie pierwszego pojazdu, ale bez efektu. Kolejne szynobusy, już po miesiącu eksploatacji ulegały awariom.

- Przez głupotę Urzędu Marszałkowskiego wpakowano horrendalne pieniądze w sprzęt, który nie zdaje egzaminu - oburza się szef związkowców.

- Gdyby pan kupił rower dla dziecka i on by się stale psuł, czy następny kupiłby pan w tej samej firmie? - pyta przewodniczący Bieganowski. Gdy próbujemy to pytanie powtórzyć dyrektorowi Śmietanko ten się obrusza.

Zapewnia, że nie było innego wyjście bo zakup odbywał się w ramach przetargu publicznego, a oferta firmy bydgoskiej była o 2 mln zł tańsza od tej proponowanej z Poznania.

Według niego mieszkańcy województwa powinni się cieszyć, ze szynobusy w cenie 5,3 mln zł za sztukę, tylko w 1/4 obciążyły ich samorząd, pozostałe środki udało się pozyskać z budżetu państwa. - Czy to nie jest godne pochwały, że samorząd wojewódzki zdobył środki na nowoczesny sprzęt, który zastępuje stary mocno już wyeksploatowany, 30-40 letni? A że technika trochę szwankuje, to na początku normalne.

Takich tłumaczeń dyrektora nie przyjmuje Tadeusz Bogusz.

- Jako pasażer i prawnik bardzo proszę pana Śmietanko, aby nie obrażał inteligencji mojej i innych pasażerów. My wszyscy wiemy o co chodzi.

Andrzej Olszewski

2005.03.23