Każdego dnia zasypywani jesteśmy masą reklam obecnych niemal wszędzie, w radio, gazetach, internecie, na billboardach, czy w telewizji. Obecnie coraz częściej w spotach przedstawiane są produkty żywnościowe. Większość z nich jednak, mimo że jest polecana jako zdrowa, ze zdrowym żywieniem nie ma nic wspólnego. Dlaczego producenci inwestują tak duże pieniądze w reklamy, skoro wielu z nas, podejmując decyzję o zakupie towaru zapewnia, że niekoniecznie kierowało się tym, co widziało w telewizji? Odpowiedź jest bardzo prosta - tylko tak się nam wydaje. Do tworzenia reklam angażuje się sztab specjalistów z dziedziny psychologii, socjologii, czy kulturoznawstwa, a efekt ich pracy to nasze złudzenie i podświadome kierowanie się tym, co kiedyś usłyszeliśmy lub zobaczyliśmy.
Siła oddziaływania reklam jest tak wielka, że jak pokazują brytyjskie badania, 31% trzylatków pamięta, że widziało logo koncernu Coca-Cola, 69% koncernu McDonald's, a 66% słodyczy-zabawek Kinder. A co ciekawe, jednocześnie 50% o dwa lata starszych dzieci wchodzących po raz pierwszy w szkolne mury nie rozpoznaje jeszcze swoich nazwisk, albo nie umie mówić w sposób zrozumiały dla innych, albo też liczyć do pięciu. Wielu z nas, nawet dorosłych jest tak bardzo podatnych na reklamy, że nawet nie zauważa bardzo zgrabnego manipulowania słowami i faktami. Na przykład w spocie dotyczącym pełnej warzyw zupki Winiary używa się stwierdzenia, iż żywieniowcy zalecają jeść pięć razy dziennie warzywa. Po czym pokazuje się nam, jak trudno to zalecenie zrealizować osobie pracującej, ale jednocześnie, na szczęście, teraz mamy ową zupkę, która zastąpi nam świeże warzywa. Efekt manipulacji jest taki, że po kilku godzinach po obejrzeniu reklamy w naszych głowach pozostają tylko dwie rzeczy - co zalecają żywieniowcy i obraz opakowania zupki, której żywieniowcy z pewnością nie zalecają, ale o tym już zwykle nie myślimy. A następnego dnia, idąc do sklepu, nie zastanowimy się, czy aby to wspaniałe danie w pięć minut na pewno ma taką samą wartość odżywczą, jak świeże warzywa, a już z pewnością nie przeczytamy etykiety na opakowaniu i nie dowiemy się, jakie jeszcze inne niezalecane przez żywieniowców substancje zjemy przy okazji.
W następnym numerze "Kurka" postaram się przytoczyć jeszcze kilka przykładów, w jaki sposób stajemy się łatwymi ofiarami reklamy i kupujemy produkty, które miały wpływać na poprawę naszego zdrowia, a w rzeczywistości wcale tego nie robią, a wręcz niekiedy rujnują je.
Kinga Karalus
2007.03.21