Mieliśmy piękny koniec lata. Mamy paskudny początek jesieni. Jest niedzielne południe. Na zewnątrz leje deszcz. W domu ciemno, jak...

O czym tu pisać, w tak ponurej atmosferze? Może warto przywołać trochę sympatycznych wspomnień z lat odległych? Na przykład wrażenia z bankietów, balów i innych uczt. Niegdyś bywało, że zapraszano mnie na atrakcyjne biesiady. Dzisiaj wiodę spokojny żywot emeryta-domatora. Ale pamięć jeszcze mi dopisuje. Zatem „dawnych wspomnień czar” - jak śpiewał niezapomniany Mieczysław Fogg.

Zacznę od bankietu na najwyższym poziomie, jakiego doświadczyłem. Było to na Kubie, w roku 1974. W Warszawie zaproszono mnie do ekipy Edwarda Gierka, który udawał się do Hawany na spotkanie z Fidelem Castro. Moją rolą było zaprojektowanie i zrealizowanie na miejscu wystawy towarzyszącej odwiedzinom. Oczywiście na Kubie nie uczestniczyłem w żadnych oficjalnych spotkaniach partyjnych towarzyszy. Robiłem swoje. Ale na zakończenie pobytu cała nasza kilkunastoosobowa ekipa pomocnicza została zaproszona, na pożegnalny bankiet, przez samego Raula Castro, czyli brata Fidela. Dzisiaj jest on głową państwa. Wówczas był tylko szefem okręgu hawańskiego, ale i tak uchodził za najważniejszą, po bracie, osobę.

Zawieziono nas eleganckimi limuzynami do pięknego pałacyku koło Hawany.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.