Wraz z wybuchem epidemii koronawirusa na szczycieńskim rynku znacząco ubyło klientów. Kiedy odwiedziliśmy targ w piątkowy ranek, można było spotkać tylko garstkę kupujących. Nic dziwnego, że sprzedawcy obawiają się o przyszłość. - Tak źle jeszcze nie było – przyznaje Rafał Tumiński, który od piętnastu lat handluje warzywami i owocami.
MNIEJ KUPUJĄCYCH I MNIEJ SPRZEDAJĄCYCH
Z wizytą na szczycieński rynek udaliśmy się w piątkowy ranek 20 marca. Już na pierwszy rzut oka widać, że klientów jest znacznie mniej niż zazwyczaj. Niepokoić może to, że wśród nich przeważają osoby starsze, które wedle zaleceń służb sanitarnych powinny teraz unikać wychodzenia z domów. Część kramów stoi pustych, a przy tych czynnych nie ma kolejek. - Zwykle o tej porze tętniło tu życie – mówi Tadeusz Żełobowski, który wraz z żoną Aliną prowadzi stoisko z warzywami i owocami. Kiedy rozmawiamy przez około 3 – 4 minuty, nie podchodzi do nich żaden klient. - Sprzedawców też jest dużo mniej. Z kwiatami przyjeżdżało zawsze ich czterech czy pięciu, a dziś handluje tylko jeden – zauważa pan Tadeusz. W ubiegłym tygodniu, kiedy zaczął się kryzys spowodowany epidemią koronawirusa, ruch na targowisku był większy, bo mieszkańcy robili zapasy. - Ludzie rwali, co się tylko dało. Ziemniaki brali workami – wspomina pani Alina. Teraz jest już inaczej. - Nasze obroty spadły co najmniej o 1/3 – szacuje nasza rozmówczyni.