Nie należę do bazarowych maniaków, to jest osób, które uważają, że najlepsze zakupy robi się na wszelkiego rodzaju targach pod gołym niebem i są gotowe wstawać o bladym świcie tylko po to, aby mieć dostęp do towaru najświeższego i jeszcze nie przebranego.

Bazary

Maniakiem wprawdzie nie jestem, ale wielbicielem bazarowej atmosfery owszem tak. Toteż zdarza mi się od czasu do czasu pomaszerować po świeżą zieleninkę na nasze szczycieńskie targowisko. Co do spraw ubraniowych, to jako typowy abnegat nie przywiązuję do nich wagi, a niezbędne zakupy nie sprawiają mi żadnej przyjemności. Najchętniej dokonuję ich w dużych sklepach. Byle jak najszybciej. Co innego świeży, roślinny towar jadalny. Na przykład pomidory malinówki. Mam upatrzone stoisko z przemiłą właścicielką i tamże dostaję pomidory o jakich śpiewał Wiesław Michnikowski w Kabarecie Starszych Panów: słoneczka zachodzące za mój zimowy stół… . Najlepsze jakie jadłem.

Normalną niestety koleją losu spontanicznie powstałe bazary zastępowane są obecnie krytymi halami, podzielonymi na stoiska. Ten sam „podły los” spotkał także część targowiska szczycieńskiego. Nie ma się co buntować. Taka tendencja obowiązuje wszędzie. Szkoda jednak tej dawnej atmosfery i żal, że - jeszcze jeden cytat z piosenki - „tylko koni brak”. Ten nasz szczycieński budynek handlowy to taka trochę galeria dla ubogich. Czyli coś pośredniego między znanymi mi doskonale warszawskimi galeriami handlowymi, a dawnymi sklepikami GS-u. O żadnej atmosferze nie ma tu mowy, a i ceny nie imponują niskim poziomem, bo przecież czynsz za stoisko w hali jest zapewne o wiele wyższy niż za 4 metry kwadratowe placu pod gołym niebem. No, ale „idzie nowe dziadu”, jak w swojej dziadowskiej balladzie śpiewali niegdyś Sobczak i Szpak, czyli kabaret „Klika”. Niestety.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.