Za usprawiedliwioną i formalnie zgodną uznał Sąd Pracy w Szczytnie decyzję burmistrz Danuty Górskiej o zwolnieniu trzech strażników miejskich po tym, jak po sierpniowym Kabaretonie mieli oni urządzić w ratuszu imprezę przy głośnej muzyce z udziałem osoby postronnej. Główni zainteresowani nie zamierzają jednak składać broni i już zapowiadają odwołanie od wyroku. - Nie może być tak, że wyrzuca się ludzi z pracy na podstawie zwykłego donosu – mówi jeden ze strażników.
CO SIĘ ZDARZYŁO PO KABARETONIE?
Przypomnijmy. W piątek 20 sierpnia po zakończonym wieczorem Kabaretonie w pomieszczeniach Straży Miejskiej w ratuszu miało dojść do imprezy przy głośnej muzyce, ze śpiewami, tańcem, alkoholem oraz udziałem znajomej jednego ze strażników. Świadkiem rzekomo gorszących scen był szef firmy, która na zlecenie MDK-u zajmowała się obsługą koncertu. Wysłał on do burmistrz Danuty Górskiej SMS z informacją o zdarzeniu. W konsekwencji trzech strażników miejskich, którzy mieli się dopuścić naruszenia obowiązków służbowych zostało zwolnionych – dwóch z trzymiesięcznym wypowiedzeniem, jeden dyscyplinarnie. Mężczyźni nie pogodzili się z tą decyzją, uważając ją za niesprawiedliwą i wystąpili przeciw Urzędowi Miejskiemu na drogę sądową. W czasie trwania sprawy swoje zeznania złożyli zarówno świadkowie wydarzeń, jakie miały miejsce feralnej nocy, jak i zwolnieni z pracy mężczyźni. W toku całego postępowania kluczowa okazała się relacja szefa firmy obsługującej Kabareton, który o zdarzeniu powiadomił burmistrz. Zeznał on, że kiedy wraz ze swoim współpracownikiem pakował sprzęt, usłyszał z okien biura Straży Miejskiej muzykę.
- Na początku nie zwróciło to naszej uwagi, ale potem zjawisko przybierało na sile – relacjonował sądowi. Z czasem do muzyki miały dojść jeszcze śpiewy i głośne rozmowy.
- W pewnym momencie wyglądało to na jakąś imprezę – zeznawał główny świadek. Ta nietypowa sytuacja zaniepokoiła go na tyle, że, jak mówił, koniecznym wydało mu się zawiadomienie o niej gospodarza obiektu, czyli burmistrz miasta.
- Sam jestem pracodawcą i nie chciałbym, aby pracownicy mojej firmy w ten sposób się zachowywali – tłumaczył powody swojej interwencji.
Z kolei strażnicy zapewniali, że w biurze do żadnej imprezy nie doszło. Tego wieczoru, z powodu Kabaretonu mieli pełnić służbę do północy i po upływie mniej więcej pół godziny, jak wyjaśniali, opuścili ratusz. Muzyka z głośników komputerowych towarzyszyła im jak zwykle podczas przebierania w stroje cywilne. Prawdą jest, że po koncercie biuro odwiedziła konkubina jednego z nich, ale miała ona zaczekać tylko na to, aż się przebierze i odprowadzi ją do domu.
SĄD: PRZEKROCZYLI GRANICĘ
Wyrok w sprawie zapadł w środę 3 listopada. Sędzia Anna Podubińska oddaliła powództwa wszystkich trzech mężczyzn, uznając decyzję burmistrz Górskiej za „uzasadnioną i formalnie zgodną”. W ustnym uzasadnieniu wyroku podkreślała, że intensywność niewłaściwych zachowań strażników „przekroczyła granicę, przy której można by na nie przymknąć oko”. Za niedopuszczalne uznała poczynania mężczyzn w miejscu wykonywania obowiązków służbowych.
- Świadkami tego mogli być przecież nie tylko pracownicy związani z obsługą koncertu, ale też inne osoby postronne przechodzące przez dziedziniec ratusza – podkreślała sędzia. Zwracała też uwagę, że mężczyźni, choć mieli pełnić służbę patrolowo-interwencyjną do północy, tuż po 23.00 przyszli do biura i tam pozostali do końca pracy. Za karygodne uznała tłumaczenie jednego z nich, że było to spowodowane zmęczeniem.
WĄTPLIWOŚCI POZOSTAŁY
W toku sprawy nie zdołano jednak potwierdzić prawdziwości najbardziej obciążających strażników szczegółów zdarzenia. Wcześniej mówiły o nich osoby blisko związane z burmistrz Górską, akcentując rzekome spożywanie alkoholu, wyrzucanie z okna niedopałków papierosów czy tańce. Autor osławionego SMS-a nie był np. w stanie jednoznacznie stwierdzić, czy w biurze Straży Miejskiej pamiętnego wieczoru rzeczywiście tańczono. Takie sformułowanie miało paść z jego ust podczas rozmowy z pełnomocnikiem UM mec. Justyną Skowrońską. W trakcie rozprawy świadek nie mógł jednak sobie przypomnieć, by mówił coś podobnego. Nie potrafił również stwierdzić, czy któryś ze strażników był pod wpływem alkoholu, mimo że rozmawiał z jednym z nich, prosząc, by ten przestawił samochód SM utrudniający wyjazd pojazdu ze sprzętem do obsługi koncertu. Problematyczny pozostał także wątek związany z obecnością w ratuszu osoby nieuprawnionej, co stanowiło jeden z głównych zarzutów wobec mężczyzn. Jak się okazało, żaden z regulaminów Straży Miejskiej wcale tego nie precyzuje.
BĘDĄ SIĘ ODWOŁYWAĆ
Burmistrz Danuta Górska zapewnia, że nie odczuwa satysfakcji w związku z korzystnym dla Urzędu Miejskiego wyrokiem.
- Bardziej jest mi przykro, że pracownicy mundurowi, od których wymagamy godnego zachowania, postępują w taki sposób – komentuje burmistrz. Z kolei zwolnieni strażnicy zapowiadają, że to jeszcze nie koniec sprawy. Wszyscy trzej mają zamiar odwołać się od wyroku szczycieńskiego sądu.
- Nie może być tak, że wyrzuca się nas z pracy na podstawie zwykłego donosu – mówi jeden z nich. Mają też żal do burmistrz o to, że podczas wyjaśniania całej sprawy w ogóle z nimi nie rozmawiała.
- Wszystko odbyło się poza nami. Czujemy się jak bohater „Procesu” Kafki – mówią zwolnieni strażnicy.
Ewa Kułakowska/fot. A. Olszewski