Wojciech Kowalczyk ze Szczytna kilka tygodni temu uległ poważnemu wypadkowi. Na mężczyznę spadła ważąca 100 kg żelazna brama, jednak chirurg ze szczycieńskiego szpitala nie wykonał prześwietlenia poszkodowanego, uznając, że nie jest ono konieczne i wypuścił go do domu. - To nie mieści mi się w głowie - komentuje żona mężczyzny.
ZASZYŁ RANĘ I WYPUŚCIŁ
Wojciech Kowalczyk ze Szczytna jest ślusarzem. W piątek 21 marca jak co dzień pracował w
swoim warsztacie. W pewnym momencie na głowę mężczyzny przewróciła się ważąca 100 kg
kuta brama. Jeden z jej elementów wbił się panu Wojciechowi tuż pod oko. Z pomocą rannemu przyszedł znajomy, który zdjął z niego bramę. Żona pana Wojciecha od razu zadzwoniła na pogotowie. Od dyspozytora usłyszała jednak, że na karetkę trzeba będzie dłużej poczekać. Nie zwlekając, sama zawiozła małżonka do szpitala.
- Tam chirurg dał mu zastrzyk przeciw tężcowi i zaszył ranę, po czym wypuścił męża do domu - relacjonuje Danuta Kowalczyk. Po powrocie ze szpitala ranny mężczyzna zażył środek przeciwbólowy i położył się spać. Po kilku godzinach obudził się, silnie krwawiąc z zaszytej rany.
OD SZPITALA DO SZPITALA
Tym razem zdenerwowana kobieta zawiozła męża do przychodni na ul. Kościuszki. Przyjmujący chorego lekarz uznał, że konieczna jest hospitalizacja i skierował go do szpitala w Biskupcu. Tam ponownie otwarto ranę, która okazała się bardzo głęboka. Ponieważ w biskupieckiej placówce nie ma oddziału okulistycznego, po założeniu szwów zdecydowano o przetransportowaniu pana Wojciecha karetką do szpitala w Olsztynie. Wykonane tam badania wykazały m.in. wieloodłamowe złamania ściany oczodołu, złamanie przedniego dołu czaszki oraz stłuczenia tkanki mózgowej. W olsztyńskim szpitalu pan Wojciech spędził Wielkanoc. Został wypisany dopiero w środę 26 marca.
- Do dziś ma jednak zaburzenia widzenia - skarży się pani Danuta. Kobieta jest zbulwersowana tym, że chirurg ze Szczytna, nie wykonując prześwietlenia, ani żadnych innych badań wysłał jej małżonka do domu.
- To nie mieści mi się w głowie. Jak lekarz mógł zostawić męża na pastwę losu - mówi Danuta Kowalczyk.
KWESTIA OCENY
O ustosunkowanie się do relacji mieszkanki poprosiliśmy chirurga, który feralnego dnia przyjął pacjenta.
- Nie każda rana kwalifikuje do wykonania prześwietlenia. To, czy zostanie ono zrobione zależy od indywidualnej oceny lekarza - tłumaczy doktor Tomasz Mukanowski. Dodaje, że w przypadku pana Wojciecha nie występowało bezpośrednie zagrożenie życia.
- Nie doznał on poważnego urazu głowy, który wymagałby hospitalizacji - twierdzi lekarz. Do diagnozy postawionej w Olsztynie nie chce się ustosunkować.
- Wyników zrobionych tam badań nie widziałem - uzasadnia. Zdaniem doktora Mukanowskiego, pacjent został poinformowany o tym, by w razie wątpliwości lub pogorszenia stanu zdrowia, ponownie zgłosił się do szpitala, by wykonać bardziej szczegółowe badania.
- Żona tego pana sama zdecydowała, że nie chce tu go leczyć i wybrała inny szpital. Gdyby ponownie do nas przyjechała, nikt nie odmówiłby pomocy jej mężowi - mówi lekarz. Takie tłumaczenia nie przekonują Danuty Kowalczyk.
- Przecież to ten pan jest lekarzem i wiedział, że na męża spadła stukilowa brama. Powinien za pierwszym razem pozostawić go na obserwacji i zrobić prześwietlenie - uważa kobieta.
DYREKTOR MILCZY
Do dyrektora szpitala Marka Michniewicza zwróciliśmy się z pisemną prośbą o odpowiedź na zarzuty czytelniczki. Nie otrzymaliśmy jednak żadnych wyjaśnień.
Nie jest to pierwsza w ciągu ostatnich tygodni skarga na funkcjonowanie szczycieńskiego szpitala. Przed miesiącem opublikowaliśmy list mieszkańca zbulwersowanego tym, że pracujący tam lekarz nie chciał zbadać jego kilkumiesięcznej córeczki, chorej na zapalenie płuc. Po sygnale naszego czytelnika sprawą zainteresowała się prokuratura.
Ewa Kułakowska/Fot. "KM"