Plac Juranda i jego okolice obfitują w niebezpieczne wojenne "pamiątki". Od lat w Szczytnie nie znaleziono żadnego niewypału, a tu nagle, dwa od razu, i to blisko siebie.

Bombowe miasto

Wybuchowe znaleziska

We wtorek 21 października wokół nieczynnej wieży ciśnień trwały roboty przygotowawcze związane z prowadzonymi tam inwestycjami. Około godziny 13.00 operator koparki wydobył z wykopu pocisk moździerzowy. Zawiadomił policję i władze miasta, a także przeniósł wydobyty niewypał kilka metrów dalej, w pobliże murów Kolegium Nauczycielskiego.

* * *

Trzy dni później, tj. 24 października brygada z miejscowego pogotowia gazowego wykonywała nowe przyłącze do zakładu usługowego położonego przy Placu Juranda. Tym razem wykopy prowadzono ręcznie. Między godz. 8.30 a 9.00 jeden z pracowników zawadził łopatą o coś metalowego. Obły, długi kształt okazał się kolejnym niewypałem - pociskiem przeciwlotniczym. I w tym wypadku przeniesiono niewypał rękami, w pobliże stojącego tu nieopodal murku, uważając, że tak będzie najbezpieczniej. Przybyli na miejsce policjanci polecili przenieść pocisk o jeszcze kilka kolejnych metrów. W dodatku gazownicy nie przerwali budowania przyłącza.

Ocena zagrożenia

O ocenę prawidłowości postępowania z pozostałościami po II wojnie światowej "Kurek" zwrócił się do Wydziału Zarządzania Kryzysowego przy Starostwie Powiatowym.

Okazuje się, że odgórne procedury są bardzo obszerne, skomplikowane i drobiazgowe.

W skrócie chodzi w nich o to, iż nie wolno niewypału dotykać rękoma, ani tym bardziej przenosić w inne miejsce. Należy natomiast natychmiast powiadomić policję oraz gospodarza danego terenu i przerwać wszelkie roboty, odpowiednio oznakowując teren. Potem pilnuje go policja lub straż miejska do czasu, aż zjawi się oddział saperski.

Na naszym terenie niewypałami zajmuje się Patrol Minerski, który stacjonuje w Ostródzie.

Jednostka ta przybywszy na miejsce przeszukuje teren detektorami i dopiero gdy stwierdzi brak innych pozostałości wojennych, daje zezwolenie na podjęcie dalszych robót ziemnych.

Z mobilnością saperów bywa różnie. Do pierwszego wypadku przyjechali z całodobowym opóźnieniem, do drugiego po ok. 6 godzinach.

Stąpanie po niewypałach

Oba pociski zalegały dość płytko pod ziemią. O ile niewypał spod wieży ciśnień mógł sobie leżeć spokojnie przez lata (można to zrozumieć), o tyle przypadek z pociskiem lotniczym z placu Juranda jest dość zastanawiający. Leżał on nie głębiej niż 20 - 25 cm pod powierzchnią chodnika, a przecież nie raz prowadzone były tu rozmaite roboty, nie raz zdejmowano kostkę nawierzchniową.

- Być może - przypuszcza Krzysztof Bakuła, który pocisk odkrył - plac Juranda pod swoją granitową kostką ukrywa więcej niewypałów. A ruch tu ogromny...

I nie ma powodów, aby nie potraktować tych słów poważnie. Zastanowić się nad tym, czy nie należałoby przeprowadzić akcji rozminowania Placu Juranda, jakkolwiek zabrzmiałoby to śmiesznie po 58 latach od zakończenia wojny. Teraz bowiem bogatsi o te dwa doświadczenia, gdy spacerujemy po, wydawałoby się, stabilnym gruncie miejskim nie możemy być pewni tego, co mamy akurat pod nogami. Z drugiej jednak strony nie należy popadać w panikę, bo jak twierdzą saperzy z Ostródy, niewypał dopóki spoczywa zagrzebany w ziemi nie wybuchnie sam z siebie, tyle że może tam tkwić i tkwić przez dziesiątki lat, aż ktoś na niego natrafi...

Marek J. Plitt

2003.10.29