Burmistrz zaskoczył

Jak jest to już od kilku dobrych lat i tym razem w ostatnią sylwestrową noc mijającego 2002 roku na plac Juranda przybyli mieszkańcy miasta, aby wspólnie powitać nadchodzący nowy 2003. Nie były to tłumy tak liczne, jak w latach ubiegłych, bo jak twierdzą niektórzy Czytelnicy, wszystkiemu zawinił... "Kurek". On bowiem swą niewyparzoną gębą w wydaniu poprzedzającym Sylwestra przytoczył słowa burmistrza wypowiedziane podczas przedostatniej w zeszłym roku sesji Rady Miejskiej: - Nie ma środków na feerie świetlne i sztuczne ognie, dlatego mieszkańcy Szczytna, którzy przyjdą w nocy pod ratusz nie ujrzą żadnych fajerwerków.

No, a skoro tak, to nie ma sensu przychodzić na plac, bo jak witać Nowy Rok bez świetlistych rac - pomyśleli mieszkańcy. Gdyby jednak czytali dokładnie "Kurka" zrozumieliby, iż owa notatka była formą ostrzeżenia pod adresem burmistrza, aby takiej głupoty nie robił, tzn. nie rezygnował ze sztucznych ogni, wszak położyłoby się to wielkim cieniem na jego ledwie, ledwie rozpoczynającej się kadencji na urzędzie. Należało po prostu zachować optymizm i wiarę w to, że burmistrz wytrzaśnie pieniądze nawet spod śniegu. I faktycznie, wbrew pierwotnym zapowiedziom fajerwerki były i wcale nie należały do najgorszych, jeśli spojrzymy na to zjawisko z perspektywy kilku lat.

Nie było też tak tragicznie, jeśli chodzi o publiczność. Popatrzmy na fot. 1. Widać tam całkiem spory tłumek rozentuzjazmowanych mieszkańców miasta, choć zdjęcie przedstawia tylko fragment placu. Gdy do tego dodamy ludzi tłoczących się na pozostałej jego powierzchni i tych zgromadzonych na plaży, wyjdzie całkiem spora ich liczba.

Kiedy wybiła 24.00 i w górę poszły pierwsze race, nie obyło się bez uścisków, składania wzajemnych życzeń (fot. 2), symbolicznych lampek szampana, no i oprócz oficjalnych (miejskich) fajerwerków, tych pochodzących z własnego arsenału.

Na placu było dość spokojnie, prywatne race odpalano nadto ostrożnie (chyba swoje zrobiła ogólnopolska telewizyjna kampania ostrzegająca przed pochopnym obchodzeniem się ze środkami pirotechnicznymi). Nieco gorzej było później, kiedy nieliczne i małoliczne, co trzeba przyznać, grupki młodzieży oddalając się z palcu rzucały petardy na ul. Odrodzenia, później Polskiej. Wskutek głośnych i licznych eksplozji włączały się alarmy sklepów położonych przy głównym trakcie miejskim, przez co powstał wielki zgiełk i rwetes wcale nienoworoczny. Powywracano też kilka koszy na śmieci, a także niektóre pojemniki na odzież, jakie w kilkunastu punktach w mieście postawiło PCK.

2003.01.08