Gdy w niedzielę 8 września 2024 r. jechałam na spotkanie z „Kręciołami" miałam plan - chciałam namówić grupę na wyprawę do Babięt tatarskim szlakiem.
Do plecaka zapakowałam wodę oraz jak nigdy kanapkę. Liczyłam się z odmową, bo na pokonanie liczącej ponad 50 km trasy nie każdy w upał ma ochotę. Nie jesteśmy też już tak sprawni kondycyjnie jak dawniej. Podzieliłam się pomysłem z cyklistami i ku mojej radości pomysł został zaakceptowany. Licząca 27 km trasa tatarskiego szlaku bierze swój początek na dziedzińcu zamkowym w Szczytnie i takimi ulicznymi meandrami wiedzie do lasu w okolicach kultowej restauracji „Leśna". Nie można się zgubić wystarczy na drzewach wypatrywać biało-zielonego szlaczka. My ruszyliśmy z Placu Juranda ulicami miasta, następnie pieszo-rowerowym traktem wiodącym docelowo do Olszyn, ale w okolicach Młyńska przedostaliśmy się przez ostrołęcką szosę, by dalej znaków wypatrywać w lesie. Drzewa rozpościerały nad nami ochronne parasole, a miły wiaterek przyjemnie chłodził. Utrzymywane tempo to piętnaście szesnaście kilometrów na rowerowych licznikach. Doskonale oznakowaną trasą dotarliśmy do szosy Dźwierzuty- Świętajno. Tam zrobiliśmy naradę podejmując decyzję, że porzucamy tatarski szlak i dalszy liczący ponad 5 km odcinek do Babięt pokonamy szosą. Mimo, że od czasu do czasu mijały nas samochody i warczące motory to nawet dobrze nam się asfaltem pomykało. Jadąc z górki na licznikach mieliśmy ponad 30 km, ale pedałując pod wzniesienia dużo, dużo mniej. Krótki popas zrobiliśmy pod sklepem w Babiętach, a już taki relaksacyjny w Stanicy Wodnej w Babiętach. Spacerowaliśmy po doskonale utrzymanym i zagospodarowanym terenie. Oczywiście wchodziliśmy też do rzeki, przysiedliśmy na pomoście. Jednak nikt z nas nie zdecydował się nawet na krótki rejs kajakiem. Amatorów spływów kajakowych nadal było wielu, bo i pogoda wyśmienita. Bar nadal był czynny i oferował smakowicie pachnące naleśniki. Wyciągnęłam z plecaka kanapkę, co miała się zmarnować i wówczas odkryłam, że mam w nim właśnie czytaną książkę Katarzyny Enerlich "Dom na wygonie". Towarzyszącym w wyprawie cyklistom opowiedziałam jak bardzo zachwyca mnie twórczość pisarki, która akcję swoich powieści umiejscawia między innymi w Babiętach. Postanowiłam bytność z książką upamiętnić postawioną w niej pieczątką oraz poprosiłam jedną z koleżanek, by na tle budynku Stanicy Wodnej zrobiła mi fotkę. Do Szczytna wracaliśmy szosą, w okolicach Nowych Kiejkut wjechaliśmy na kolejową ścieżkę rowerową. I choć mamy swoje lata, to niczym chłopcy i dziewczęta zdobyliśmy jak za dawnych czasów Babięta.
Grażyna Saj-Klocek