- Sytuacja w szczycieńskim starostwie jest chora,
bo zasiadający w Zarządzie Powiatu urzędnicy jednostek gminnych kontrolują urzędników powiatowych – uważa
radny Szczepan Olbryś. To, jego zdaniem, przyczyniło się
do zamieszania, jakie powstało po wydaniu decyzji
o wypłacie odszkodowań za działki nad jeziorami.
Sprawę bada Prokuratura Okręgowa w Olsztynie.
ZWOLNIONY NACZELNIK
Skierowanie przez CBA wniosku do prokuratury o wszczęcie śledztwa w sprawie decyzji wydanych z upoważnienia starosty szczycieńskiego nie pozostało bez reakcji. Jarosław Matłach nie chce już czekać na ustalenia pokontrolne CBA, tylko podejmuje decyzje personalne. Pierwszą i jak na razie jedyną jest wypowiedzenie umowy o pracę naczelnikowi wydziału geodezji. Jako powód podaje brak należytej dyscypliny skutkujący niedostatecznym nadzorem nad kierowanym wydziałem. Chodzi o postępowania dotyczące ustalenia wysokości odszkodowań za zmniejszenie wartości nieruchomości. Powstałe uchybienia miały się przyczynić do utraty zaufania starosty. Do końca trzymiesięcznego okresu wypowiedzenia Matłach zwolnił naczelnika z obowiązku świadczenia pracy, zachowując wynagrodzenie w dotychczasowej wysokości.
Przypomnijmy, że chodzi o wydanie decyzji z upoważnienia starosty przez głównego specjalistę wydziału geodezji. Dotyczyły one wypłacenia odszkodowania za zmniejszenie wartości działek po włączeniu ich do obszaru chronionego. Odszkodowania miał wypłacić wojewoda. Ten jednak zakwestionował nie tylko ich wysokość sięgającą 1 mln zł, ale uznał, że żaden ze złożonych wniosków nie spełnia wymogów. Sprawa została przekazana do CBA, które przeprowadziło kontrolę w Starostwie Powiatowym w Szczytnie. Zgromadzone materiały zostały przesłane do prokuratury wraz z wnioskiem o wszczęcie śledztwa.
WNIOSEK Z BŁĘDAMI
Dwie z pięciu wydanych decyzji dotyczyły działek, których współwłaścicielem jest naczelnik wydziału geodezji.
To wywołuje liczne wątpliwości. Naczelnik złożył jeszcze jeden wniosek o odszkodowanie dotyczący jego nieruchomości położonej w Rańsku. Decyzja rozpatrującej go naczelnik wydziału rolnictwa była odmowna, bo zawierał podstawowe błędy. Wskazywał teren Rańska jako położony w obszarze Pojezierza Olsztyńskiego, a nie jak jest w rzeczywistości w obszarze spychowskim. W tym drugim przypadku termin składania wniosków wówczas już minął.
- Gdyby pomyłka nie została zauważona odszkodowanie pewnie byłoby przyznane - słyszymy od jednego z urzędników.
NARAŻONE STAROSTWO
Starosta Jarosław Matłach nie ma już wątpliwości, że działania naczelnika geodezji naraziły na szwank dobrą opinię o starostwie.
- Tu nie chodzi o kwotę odszkodowań, bo takie ustalił rzeczoznawca, ale o formę załatwienia sprawy – mówi starosta. Według niego wszystkie wnioski, także te dotyczące działek, których Popiało był tylko współwłaścicielem, powinny być skierowane do rozpatrzenia przez inny wydział, a nawet do innego samorządu. – Naczelnik powinien na to zwrócić uwagę i wyłączyć swój wydział z podejmowania decyzji.
Zdaniem starosty zabrakło w tym przypadku ostrożności i przejrzystości. Wydanie decyzji na dwie nieruchomości, których naczelnik jest współwłaścicielem mogło skutkować tylko tym, że na jego części zostałyby przyznane identyczne kwoty odszkodowań.
WINNY SYSTEM ZARZĄDZANIA
Tymczasem radny powiatowy Szczepan Olbryś uważa, że sprawa ma głębszy podtekst. Winny jest system zarządzania starostwem i nieodpowiedni dobór ludzi. Całą władzę praktycznie ma swoich rękach Zarząd Powiatu. Tworzą go radni na co dzień pracujący w strukturach samorządów. Oprócz starosty i jego zastępcy są tu dyrektorzy szkół w Pasymiu i Wielbarku oraz pracownik Urzędu Gminy Szczytno.
- Nie mam nic do tych ludzi, ale urzędnicy z gmin nie nadają się do nadzorowania urzędników powiatowych. Ta sytuacja jest chora – twierdzi radny.
Dziwi się też postawie starosty, który nie poinformował radnych o kontroli CBA i sporządzonym przez nie protokole.
- O wszystkim dowiedziałem się z „Kurka” – mówi radny zauważając, że funkcja kontrolna komisji rewizyjnej jest zerowa. Jego zdaniem starosta powinien natychmiast zawiesić w czynnościach, do wyjaśnienia sprawy pracowników, do postawy których zgłaszane były wątpliwości.
- Odwlekanie tego może nasuwać przypuszczenie, że sam starosta nie czuje się bez winy.
Tymczasem Jarosław Matłach przyznaje, że ma także do siebie pretensje.
- Czuję niesmak, bo ucierpiał na tym wizerunek naszego urzędu. Ciężko będzie zmyć tę skazę - mówi, odnosząc się do licznych relacji w prasie, radiu i telewizji.
- To lekcja dla nas wszystkich – dodaje.
Andrzej Olszewski