Ks. Robert Dziewiatowski raczej na nasze spotkania nie przychodził, to my chodziliśmy do niego prywatnie: do domu lub częściej z obowiązku na msze święte do parafii rzymskokatolickiej im. Świętego Stanisława Kostki w Szczytnie.
Pamiętam jak dziś, było to 17 września 1994 r. w sobotę. Jurkowi Jusisowi przypomniało się, że ks. Robert obchodzi tego dnia imieniny. W tym czasie byliśmy na poczęstunku imieninowym u naszego kolegi Franciszka. Szkopuł w tym, że dość późna była godzina, a my nie mieliśmy prezentu, ani odpowiednich kwiatów. Wybrnęliśmy z sytuacji, biorąc po drodze z moich zapasów obraz przeze mnie namalowany oraz narwaliśmy całą wiązkę kwiatów z kwietnika w Jurka zakładzie gospodarki komunalnej i mieszkaniowej.