Dyrektorzy szkół, przedszkoli, instytucji kultury, szpitala, prezesi spółek komunalnych i pracownicy urzędów gmin zajmują poczesne miejsca na listach do samorządowych gremiów w nadchodzących wyborach. Prawo tego nie zabrania, ale tak liczna reprezentacja osób zatrudnionych w instytucjach samorządowych budzi wątpliwości. - Taki urzędnik będzie zawsze w pierwszej kolejności reprezentował interesy swego pracodawcy, wójta czy burmistrza, a nie wyborców – uważa Stanisław Makowiecki, przewodniczący Rady Miejskiej w Szczytnie w latach 1998 – 2002.
SZEFOWIE SPÓŁEK IDĄ PO MANDATY
Wybory samorządowe już za niespełna miesiąc. Wkrótce mieszkańcy zdecydują, kto będzie ich reprezentował w radach gmin, powiatów czy sejmikach wojewódzkich. Wystarczy rzut oka na listy kandydatów, by zorientować się, jak duża jest na nich reprezentacja osób powiązanych zawodowo z jednostkami samorządowymi. Nie jest to żadna nowość, bo z taką sytuacją spotykamy się przy okazji każdych wyborów, ale można odnieść wrażenie, że tym razem pęd do władzy z samorządowych stołków przybrał wręcz gigantyczne rozmiary. Wśród kandydatów pokaźną reprezentację stanowią szefowie spółek komunalnych.