W województwie przybywa ostatnio placów budowy i – co za tym idzie – rośnie zapotrzebowanie na surowce budowlane. Widocznym znakiem boomu w budownictwie są również sunące jedna za drugą wyładowane żwirem i piachem ciężarówki oraz sukcesywnie niszczone przez nie drogi. Najgorsza pod tym względem sytuacja panuje na trasach prowadzących do zlokalizowanych na terenie naszego powiatu kopalń kruszywa.
DZIURY I PĘKNIĘCIA
Ciężkie samochody wyładowane żwirem dają się we znaki m.in. mieszkańcom Pasymia. Ciężarówki wożące kruszywo z kopalni w Giławach wjeżdżają do miasta od strony Dźwierzut i kierując się w stronę drogi nr 53 przejeżdżają przez cały niemal Pasym. Zniszczenia spowodowane przez wielotonowe auta: podziurawione nawierzchnie ulic (w tym remontowanej właśnie przez drogowców Dworcowej), nadwyrężony mostek przy młynie czy niepokojące zarysowania na ścianach budynków widać gołym okiem. Pasymski radny Romuald Małkiewicz uważa, że winny jest nie tyle sam ruch ciężarówek, ale fakt, że wszystkie przewożą znacznie większe masy surowca niż pozwalają na to przepisy ruchu drogowego. Sytuacji nie poprawia również sposób jazdy samych kierowców, którzy notorycznie, nawet w granicach miasta przekraczają dopuszczalną prędkość.
- Samorząd na tym traci, ponieważ nikt nam za te zniszczone drogi nie zwraca pieniędzy – irytuje się radny Małkiewicz.
Na straty powodowane przez ciężarówki narzekają również mieszkańcy Klonu. Nieopodal wsi ulokowały się dwa zakłady górnicze. Jeden z nich wygrał niedawno przetarg na dostarczanie kruszywa dla potrzeb remontu odcinka drogi krajowej nr 53 w okolicach Występu. W tym wypadku samochody wyładowane żwirem jeżdżą najkrótszą trasą, czyli wąską, gminną drogą przez Kilimany i Czajki.
- Dziennie przejeżdża tamtędy 20-30 samochodów. Szosa ma 4 metry szerokości. Kierowcy nie dość, że niszczą nawierzchnię, to jeszcze wymuszają pierwszeństwo i przekraczają dopuszczalną prędkość – skarży się mieszkaniec Klonu Jarosław Kozikowski. Przestrzega jednocześnie, że przy podobnym natężeniu ruchu ciężarówek, drodze w krótkim czasie grozi kompletna ruina.
REMONTOWAĆ I ZNAKOWAĆ
Przedstawiciele władz samorządowych przyznają, że ciężarówki ze żwirem to spora uciążliwość dla mieszkańców. Tłumaczą jednak, że są zupełnie bezradni wobec tej sytuacji.
- Za to, żeby nie łamano przepisów odpowiada policja. Trudno jednak, żeby przy tak dużym ruchu udało się je skutecznie egzekwować – mówi wójt gminy Rozogi Józef Zapert. Z kolei burmistrz Pasymia Bernard Mius uważa, że najlepszym lekarstwem na hałas i zniszczenia są remonty najbardziej uczęszczanych przez ciężarówki dróg.
- Jestem przekonany, że jeśli wspólnie ze starostwem przeprowadzimy remont drogi Pasym-Dźwierzuty oraz ulic w samym Pasymiu, to największe uciążliwości wynikające z ruchu aut ciężarowych będą wyeliminowane – twierdzi burmistrz Mius. Dodaje, że niezbędne jest również właściwe oznakowanie newralgicznych odcinków.
Warto wspomnieć, że obecnie na całej trasie z Pasymia do Giław stoi zaledwie jeden znak, zabraniający przejazdu samochodom o masie całkowitej większej niż 15 ton (ustawiony w taki sposób, że kierowcy jadący z kopalni w stronę Pasymia w ogóle go nie widzą). Radny Małkiewicz proponuje natomiast, żeby o sposobie przebudowy i oznakowania dróg decydowała komisja złożona z drogowców i przedstawicieli władz samorządowych.
- Chodzi o to, żebyśmy kilka lat po remoncie nie musieli od nowa szukać środków na renowację rozwalonej przez ciężarówki drogi – tłumaczy Romuald Małkiewicz.
KTO ZYSKA, A KTO STRACI
Ze skali problemu zdają sobie sprawę również władze powiatu. Wicestaroście Kazimierzowi Oleszkiewiczowi nie podoba się jednak pomysł wprowadzania restrykcyjnych kontroli i utrudniania ruchu ciężarówek wożących kruszywo.
- Musimy dokonać wyboru, czy poprzez takie działania doprowadzić do zamknięcia zakładów zajmujących się wydobyciem kruszywa, czy dopuszczać ten ruch, szukając jednocześnie środków na remonty – mówi wicestarosta. Przyznaje jednak, że finansowanie remontów zniszczonych przez auta ciężarowe dróg to duży kłopot. Obecnie nie przewiduje się na ten cel żadnych funduszy z budżetu państwa, wsparcia tego typu inwestycji nie udziela również Unia Europejska. Samorządy są więc zdane właściwie tylko na własne siły. Ze stanowiskiem Oleszkiewicza nie zgadza się Romuald Małkiewicz.
- Na takim myśleniu tracą głównie gminy. Podobne sprawy trzeba załatwiać w drodze dyskusji i wypracowywać wspólne stanowisko, korzystne zarówno dla przedsiębiorców, jak i samorządów. Najgorsza jest sytuacja, w której samorządowcy powiatowi i wojewódzcy przymykają oczy na to, co się dzieje i udają, że nie ma problemu – uważa radny.
Wojciech Kułakowski/Fot. M.J.Plitt