Od najkrwawszych bitew I wojny światowej na terenie Prus Wschodnich minęło już przeszło dziewięćdziesiąt lat. Czas zatarł większość śladów i wspomnień po tamtych wydarzeniach. Ich widocznymi znakami są dziś głównie cmentarze, miejsca spoczynku żołnierzy różnych narodowości i wyznań, przypominające współczesnym o bezsensie i okrucieństwie wojny. Największe nekropolie z tego okresu w powiecie szczycieńskim znajdują się w Wielbarku.

Cmentarze, które płaczą

ECHA TANNENBERSKIEJ BITWY

Pierwsza wojna światowa w dawnych Prusach Wschodnich, podobnie jak i na innych ziemiach, odcisnęła swoje bolesne piętno. Na terenie dzisiejszych Mazur w sierpniu 1914 roku toczyły się działania wojenne, które wkrótce potem przeszły do historii jako bitwa pod Tannenbergiem. Jej finałowy akord, samobójstwo dowodzącego armią „Narew” generała Aleksandra Samsonowa, rozegrał się w pobliżu leśniczówki Karolinka niedaleko Wielbarka. Na obszarze naszego powiatu działania rozpoczęły się 21 sierpnia, a skończyły dziesięć dni później. Jednak do potyczek i walk przygranicznych dochodziło jeszcze w listopadzie i grudniu oraz wiosną 1915 roku. Szczególne miejsce na wojennej mapie zajmuje rejon Wielbarka. Miasteczko, ze względu na swój przygraniczny charakter, wiele razy przechodziło z rąk do rąk i narażone było na częste przemarsze wojsk, tutaj też gromadziły się dywizje rosyjskie wycofujące się chaotycznie po klęsce pod Tannenbergiem. Nic więc dziwnego, że właśnie w Wielbarku znajdują się największe w powiecie szczycieńskim cmentarze z tamtego okresu. Upływ czasu i lata zaniedbań spowodowały, że dziś są one niemal zapomniane, choć przecież od blisko wieku stanowią charakterystyczny element lokalnego krajobrazu.

JEDEN OBOK DRUGIEGO

Największy z wielbarskich cmentarzy z okresu I wojny światowej leży na ulicy Kętrzyńskiego. Znajduje się na nim około 40 kwater otoczonych krawężnikami z kostki granitowej. Na części z nich zachowały się pulpitowe płyty z nazwiskami żołnierzy. Większość jest już nieczytelna - porasta je mech, albo są mocno zatarte. Trudno dokładnie oszacować liczbę pochowanych tu żołnierzy. Niektóre źródła podają, że spoczywa ich w tym miejscu 399, ale według Ryszarda Mroza, pasjonata historii i członka Stowarzyszenia Miłośników Ziemi Wielbarskiej, liczba ta może sięgać nawet ponad tysiąca.

- Jeszcze na początku lat 60. ten cmentarz wyglądał zupełnie inaczej niż teraz. W miejscu, gdzie obecnie stoi drewniany krzyż, znajdował się obelisk zwieńczony niemieckim krzyżem żelaznym, a główna aleja obsadzona była krzewami - wspomina Ryszard Mróz.

Spoczywający tu żołnierze w większości zginęli w trakcie bitew. Na cmentarz zwożeni byli przez oddziały sanitarne. Pochówki odbywały się szybko i bez szczególnych ceremonii.

- Nie było czasu na to, by każdemu z poległych zrobić trumnę. Po prostu owijano zwłoki w żołnierskie pałatki i kładziono jedne przy drugich w zbiorowych mogiłach - mówi Ryszard Mróz.

W większości przypadków ciała były jednak identyfikowane, stąd niemal przy każdym grobie znajdowała się tabliczka z imieniem, nazwiskiem i datą śmierci. Niektórzy polegli doczekali się osobnych nagrobków, które zaraz po wojnie stawiali im najbliżsi. Część oficerów i ważniejszych dowódców na prośbę bliskich ekshumowano, by pochować w rodzinnych stronach. Zwykli, szeregowi żołnierze pozostawali tu jednak na zawsze.

WYCIERPIELI NAJWIĘCEJ

Drugi z wielbarskich cmentarzy z czasów I wojny światowej znajduje się w lesie przy drodze prowadzącej do Jedwabna. Ma on zdecydowanie inny charakter niż nekropolia leżąca w centrum miejscowości. Spoczywają tu przede wszystkim żołnierze, którzy nie zginęli bezpośrednio na polu bitwy, lecz ranni trafili do lazaretu, który mieścił się w kościele ewangelicko-augsburskim w Wielbarku. Umierali z powodu ran i epidemii. Między innymi ze względów sanitarnych chowano ich z dala od centrum miasteczka. Spoczywa ich tu od 145 do ok. 400. Wielu z nich to Rosjanie, ale też osoby innych narodowości służące w rosyjskiej armii, w tym także Żydzi, a być może również Polacy z obszaru Królestwa Polskiego. Niektórzy żołnierze zmarli już po zakończeniu działań wojennych, w drugiej połowie listopada i w grudniu 1918 roku. Ryszard Mróz nie ukrywa, że leśny cmentarz zawsze miał dla niego szczególną wymowę.

- Ci, którzy tu leżą przecierpieli najwięcej, i to często przez kilka lat. Czym innym była śmierć żołnierza, który ginął od kuli od razu na polu bitwy, a czym innym męczarnie, które przechodzili ranni, konający w lazaretach. To cmentarz, który płacze - mówi o nekropolii pan Ryszard.

POŁĄCZYŁA ICH ŚMIERĆ

Wojenna śmierć łączyła tych, którzy za życia stali po przeciwnych stronach barykady. Na obu nekropoliach spoczywają zarówno żołnierze rosyjscy, jak i niemieccy. Co ciekawe, wszyscy oni byli pośmiertnie traktowani jednakowo. Uszanowano nie tylko narodowość zabitych, ale także ich wyznanie. Na tablicach Rosjan wykuto prawosławne krzyże, a na cmentarzu w lesie stoi nawet nagrobek żydowski zwieńczony gwiazdą Dawida. Cmentarze wojenne otaczane były przez państwo i mieszkańców szczególną opieką. Już w 1918 roku powołano w Królewcu organizację, mającą na celu sprawowanie pieczy nad tymi miejscami - Prowincjonalny Urząd Doradczy do Spraw Upamiętniania Wojny. W tym samym roku wydano też instrukcję dotyczącą urządzania cmentarzy na terenie Prus Wschodnich. To właśnie w tym dokumencie polecono, by groby poległych przeciwników, Rosjan, były traktowane na równi z mogiłami żołnierzy niemieckich. Instrukcja precyzowała również, jak mają być urządzone nekropolie. Główny nacisk kładziono na to, by harmonizowały one z najbliższym otoczeniem. Dlatego zalecano m.in. stosowanie miejscowych surowców oraz rodzimych gatunków drzew i krzewów do obsadzeń. Groby i kwatery miały mieć prostą formę.

ZAPOMNIANE I OGRABIONE

Wielbarskimi cmentarzami z okresu I wojny światowej przez lata zajmowali się mieszkańcy miejscowości. Tak działo się jeszcze po 1945 roku.

- Nekropoliami opiekowali się miejscowi ewangelicy. Dopóki istniała tu parafia, regularnie odwiedzali i porządkowali groby - opowiada Ryszard Mróz.

Wszystko zmieniło się, gdy na początku lat 70. parafia ewanelicko-augsuburska w Wielbarku przestała funkcjonować, a wielu rdzennych mieszkańców zdecydowało się wyjechać do Niemiec. Wtedy wojenne nekropolie zaczęły stopniowo popadać w zapomnienie i stały się łupem złodziei, którzy masowo kradli nagrobne płyty.

- Jeszcze kilkanaście lat temu był tu jeden wielki, zarośnięty krzakami plac - mówi o cmentarzu na ulicy Kętrzyńskiego Ryszard Mróz.

Sytuacja poprawiła się na początku lat 90., kiedy na mocy międzynarodowych umów o ochronie miejsc pamięci, przystąpiono do porządkowania nekropolii. Cmentarze w Wielbarku doczekały się tego w 1993 roku. Dziś miejsca te często odwiedzają turyści, pytając o ich dzieje.

- Miejscowa, napływowa ludność przeważnie nawet nie zna historii tych cmentarzy. Dopiero młodsze, urodzone tu pokolenie zaczyna się tym bardziej interesować - uważa Ryszard Mróz.

Oprócz dwóch największych cmentarzy z czasów I wojny światowej, mogiły żołnierzy znajdują się także na starym cmentarzu ewangelickim. W kwaterze wojennej pochowano tu pięciu Niemców i trzech Rosjan. Żołnierska mogiła znajduje się także w Wielbarku-Kolonii, niedaleko drogi łączącej Wielbark z nieistniejącą już wsią Chwalibogi. Leży tu głaz z inskrypcją informującą, że w miejscu tym spoczywa czterech żołnierzy niemieckich poległych 29 sierpnia 1914 roku.

Ewa Kułakowska

Pisząc artykuł korzystałam z informacji zawartych w pracy Wiktora Knercera „Cmentarze wojenne z okresu I wojny światowej na terenie dawnego powiatu szczycieńskiego”, „Rocznik Mazurski”, t. III/1998.