Burmistrz Bernard Mius nie powinien wycofywać się z walki o reelekcję – uważają jego koleżanki i koledzy z Rady Miejskiej. Jeśli jednak sąd stwierdzi, że dopuścił się kłamstwa lustracyjnego, zapłaci słoną karę – dodają.

Co ma zrobić Mius

BYŁ CZY NIE BYŁ AGENTEM

Na początku września przed olsztyńskim Sądem Okręgowym rozpocznie się proces lustracyjny burmistrza Pasymia Bernarda Miusa. Oddział Biura Lustracyjnego IPN w Białymstoku wystąpił do sądu o wydanie orzeczenia, że burmistrz Pasymia złożył niezgodne z prawdą oświadczenie. Z materiałów IPN wynika, że Mius był tajnym współpracownikiem służb bezpieczeństwa od 1979 do 1982 r. Mius temu zdecydowanie zaprzecza, doszukując się prowokacji, wywołanej przez jego konkurentów politycznych. Sugeruje, że zrobili to, by wyeliminować go z udziału w wyborach samorządowych, które czekają nas już za trzy miesiące. Jest pewne, że do tego czasu w sądzie nie zapadnie wyrok prawomocny. Mius może więc kandydować, ale czy powinien? Jego najwięksi rywale w walce o fotel burmistrza, a zarazem poprzednicy na tym stanowisku twierdzą, że nie. Gdy bowiem sąd uzna, że Mius skłamał, konieczne będzie ponowne rozpisanie wyborów.

DOPÓKI NIE UDOWODNIĄ, JEST NIEWINNY

A co o tym myślą pasymscy radni? Wiceprzewodniczący Mieczysław Żyra daje wiarę tłumaczeniom Miusa. - Czemu miałbym mu nie wierzyć? – pyta. Wspomina przy okazji czasy, w których według IPN obecny burmistrz został tajnym współpracownikiem. – Był wówczas kierownikiem SKR, a wtedy wszyscy ludzie na stanowiskach mieli zakładane teczki. Na mnie pewnie też, jako zastępcę dyrektora szkoły w Pasymiu, była teczka. Żyra nie dziwi się więc, że Mius chce startować na burmistrza. - Jeśli czuje się niewinny, to niech walczy o zachowanie stanowiska – radzi włodarzowi Pasymia wiceprzewodniczący rady. Podobnie uważa radny Romuald Małkiewicz. - Póki nie zostanie mu nic udowodnione jest niewinny – uzasadnia. Nie wierzy, że mamy w tym przypadku do czynienia z rutynowymi działaniami IPN. Według niego musiało komuś bardzo zależeć na tym, żeby sprawa ujrzała światło dzienne tuż przed wyborami. - Niektórzy mocno zacierają ręce, a to oznacza, że mogli być w wywołanie tej sprawy bardzo zaangażowani. Także o powstrzymanie się z jednoznacznymi stwierdzeniami apeluje Benedykt Młynarski, przewodniczący komisji rewizyjnej. - Tylko sąd może orzec, czy współpracował, bądź nie – mówi Młynarski. - Jeśli ma coś na sumieniu, wtedy słono za to zapłaci – dodaje. Również Jolanta Jusis Szpara nie wierzy w przypisywane Miusowi przez IPN posądzenia. Powinien więc startować na burmistrza i nie zawracać sobie głowy tym, co mówią jego oponenci. - Jest za dobrym burmistrzem, żeby w takiej sytuacji rezygnować – argumentuje. Z kolei wiceprzewodnicząca rady Elżbieta Dyrda nie ma wyrobionego osądu. Czeka na to, co powie sąd. - Nie chcę za wcześnie rzucać kamieniem – tłumaczy swoje stanowisko.

ZGODNIE Z SUMIENIEM

Jedyna oponentka Miusa w Radzie Miejskiej, Marianna Tańska, do sprawy podchodzi bez emocji. Zapewnia, że daleka jest od tego, żeby kopać leżącego. - Nie bardzo wierzę, żeby burmistrz był tajnym współpracownikiem, ale on sam wie najlepiej jak było - mówi radna. Dlatego, jej zdaniem, decyzję o kandydowaniu powinien podjąć zgodnie ze swoim sumieniem.

(o)