W szczycieńskim szpitalu ponad dwa tygodnie leczony był mój ojciec. Do medycznych kwestii zastrzeżeń żadnych nie mam, ale posiłki serwowane pacjentom są poniżej wszelkiej krytyki. Jedzenie dowożone jest w kotłach z Kętrzyna, często z dużym opóźnieniem, nieregularnie, marnej jakości, ledwo, ledwo ciepłe.

Z zastrzeżeniami co do sposobu żywienia zgłosiłem się do dyrektora Marka Michniewicza. Usłyszałem, że jeśli mi to jedzenie nie odpowiada, to mogę przenieść ojca do innej placówki, gdzie lepiej karmią. Pracownicy, z którymi rozmawiałem, też uważają, że to skandaliczne wyżywienie, ale boją się interweniować, bo utracą pracę.

Moje oburzenie z powodu zachowania dyrektora i tego, jak wygląda żywienie pacjentów spowodowało, że napisałem skargę do władz powiatu. Pewnie minie sporo czasu, zanim zostanie rozpatrzona, a i to nie wiadomo z jakim skutkiem. Piszę to dlatego, żeby uczulić rodziny przyszłych pacjentów, aby były przygotowane na to, że przyjdzie im dożywiać swoich bliskich.

Kazimierz Myślak, Szczytno

2004.09.22