Co z tymi liśćmi?

Listopad, jak sama nazwa wskazuje, to miesiąc, podczas którego z drzew masowo opadają liście. No i jest z tym sporo roboty oraz kłopotu. Dodajmy jeszcze, że usuwanie nieczystości z chodników należy do obowiązków właściciela lub administratora posesji, do której one przylegają, chociaż nie zawsze. Gdy bowiem na danym chodniku dozwolone jest parkowanie samochodów, albo urządzony został przystanek autobusowy, sprzątać powinien administrator drogi lub dana firma przewozowa. No tak, załóżmy zatem, że właściciele posesji, bądź ich administratorzy zgrabili liście w kupki, tak jak to widzimy na fot. 1 (ul. Niepodległości), ale co dalej. Dylemat staje się całkiem poważny, bo jak przestrzega szczycieński Zakład Usług Komunalnych liści nie wolno wrzucać do kontenerów na śmieci, gdyż nie są one odpadami komunalnymi. Można je ewentualnie przeznaczyć na kompost, ale przecież nie każdy go potrzebuje. Wyjście jednak jest.

- Liście należy pozostawić na styku chodnika z jezdnią - mówi Stanisław Kurbat, szef działu oczyszczania ZUK w Szczytnie. Dodaje, że firma je zabierze, choć tuż przed Wszystkimi Świętymi były z tym pewne kłopoty. Mieszkańcy miasta masowo zabrali się w tym czasie za porządki, a ponieważ ZUK ma ograniczoną liczbę sprzętu oraz ludzi nie starczało czasu aby dojechać we wszystkie miejsca.

GŁADKO TYLKO DLA ROWERÓW

Wszystkich Świętych oraz Zaduszki już za nami. W związku z tymi świętami przyjechało sporo różnych osób do Szczytna, w tym byłych mieszkańców, nierzadko z bardzo odległych miejsc. Między innymi pani Anna urodzona w Szczytnie, a obecnie mieszkająca w Katowicach. Zaskoczyły ją pozytywnie zmiany jakie zaszły ostatnio w naszym mieście, a szczególnie spodobał się jej pasaż z pomnikiem Krzysztofa Klenczona.

Kiedy wybrała się na cmentarz szła właśnie nowymi nadjeziornymi alejkami, od ul. Pasymskiej począwszy i przechodziła obok wspomnianego pasażu z pomnikiem. Potem pomaszerowała dalej przez mostek ku browarowi, bo i ten odcinek praktycznie został już zrobiony. Dodajmy, że na cmentarz pani Anna wybrała się w szpilkach. No i niestety, z tego powodu miała spore kłopoty z dotarciem na miejsce. Ich sprawcą okazały się nasze szczycieńskie alejki dla pieszych, które są mniej gładkie niż te dla rowerów. Na wysokich obcasach po prostu trudno po nich spacerować - fot. 2.

- Chyba ktoś źle namalował znaki – pomyślała pani Anna, po czym zmieniła trakt dla pieszych na ścieżkę rowerową. Ponieważ w dniu Wszystkich Świętych nie było amatorów rowerowej jazdy, na nekropolię dotarła już bez przeszkód, w miarę bezpiecznie i co najważniejsze wygodnie.

SKRÓT Z WYGODNYM WEJŚCIEM

Kiedyś, bodaj przed rokiem opisywaliśmy w „Kurku” okolice ul. Wasińskiego. Tam za zbudowanymi z czerwonej cegły domami kolejowymi, w płocie okalającym torowisko wyszarpano dziurę.

Nie była ona zbyt wielka, a w dodatku prowadząca do niej ścieżka biegła dość stromo w górę, więc amatorzy tego skrótu mocno się biedzili, aby przedostać się na dworzec kolejowy. Ciężko bywało zwłaszcza w czasie deszczu, bo wówczas podejście stawało się bardzo śliskie. Mimo to zdarzało nam się widzieć, jak ową dziurę forsowały nawet mamy z dziecięcymi wózkami.

Teraz to już się skończyło. Ktoś usunął całe przęsło z ogrodzenia, a teren czy to w trakcie kręcenia filmu „Róża z Mazur”, czy też przy innej okoliczności został zniwelowany, dzięki czemu powstał wygodny i szeroki wjazd wprost na torowisko - fot. 3. Tak oto ci, którzy mieszkają we wschodniej części Szczytna doczekali się wygodnego nowego traktu wiodącego prosto na dworzec. „Kurek”, zapędziwszy się w to miejsce, postanowił przy okazji spenetrować okolicę. Ku naszemu zaskoczeniu stwierdziliśmy, że torowisko przed budynkiem stacyjnym wygląda całkiem przyzwoicie - fot. 4.

Trawa jest skoszona i zgrabiona, i co dziwne, nigdzie wokół nie widać śmieci czy innych nieczystości, a przecież chodzi tędy sporo osób. Niestety, kiedy rozejrzymy się po okolicy dokładniej zauważymy, że na terenie granicznym między gruntami kolejowymi, a miejskimi walają się najrozmaitsze śmieci i odpadki. Urządzono tu sobie lokalne wysypisko śmieci ciągnące się od stacji aż po murowane ogrodzenie okalające budynki byłej miejskiej rzeźni – fot. 5. Widać tam zwykłe domowe odpadki, jak i szczątki sprzętu AGD.

ZADZIWIAJĄCE USTROJSTWO

Przy okazji penetracji przydworcowych okolic rzuciło się nam w oczy pewne drobne urządzenie zaznaczone na fot. 4 czerwonym otokiem. Co to takiego? Jest to po prostu zwykła, choć nieco już nadszarpnięta zębem czasu kolejowa zwrotnica, obsługiwana ręcznie - fot. 6. Aby zmienić kierunek jazdy nadjeżdżającego pociągu trzeba przerzucić dość ciężką dźwignię zakończoną biało-czarnym krążkiem.

Jak widać na zdjęciu górna, obrotowa część zwrotnicy wyposażona jest w szybki, które w nocy były podświetlane od środka za pomocą... dziś już zabytkowej lampy naftowej. Ale mamy tu jeszcze i inną ciekawostkę. Gdy zajrzeliśmy do środka, bo jedna ze ścianek została oberwana, natknęliśmy się na taką oto niespodziankę - szybki od wewnątrz były gęsto zadrukowane jakimiś małymi literkami. Ponieważ ustrojstwo jest bardzo stare i pamięta jeszcze przedwojenne czasy, sądziliśmy początkowo, że być może to jakaś wydrukowana po niemiecku instrukcja obsługi, albo coś takiego, ale nie. Owa szybka okazała się być pociętym arkuszem plastiku, na którym ongiś wydrukowano (po polsku) Instrukcję Przeciwpożarową Ogólną - fot. 7.

Zdjęcie to dobrze ilustruje starą prawdę, mówiącą o tym, że potrzeba jest matką wynalazków. Jak zapewne uważny Czytelnik dostrzegł, owa obrotowa część zwrotnicy ma dwa okienka, ale różnych kształtów. Oba stanowią sygnały kolejowe informujące maszynistę w jakim kierunku będzie podążał pociąg po przejechaniu przez zwrotnicę. Sygnał w postaci białego prostokąta pokazuje jazdę na wprost, zaś białe koło na czarnym tle jazdę w bok.

GIGANTYCZNA ZIELONKA

Kilka dni temu w redakcji „Kurka” pojawił się pan Ryszard Kubacki, działacz sportowy z Wielbarka i przyniósł ze sobą olbrzymią zielonkę - fot. 8. Pan Ryszard nie tylko piłką nożną żyje, ale jest także zapalonym grzybiarzem. Zwykle penetruje leśne ostępy w okolicach Przeździęku Wielkiego i tam właśnie znalazł ów dorodny okaz, który rósł w towarzystwie pół tuzina mu podobnych i równie zdrowych. Ten na fotografii waży 35 dkg, co jak na gąskę jest wynikiem niebywałym. Mimo że pora roku już późna, powoli zbliża się zima, wciąż warto wybrać się do lasu.

- Jest dość ciepło i dlatego gąski tak szare, jak i te zielone ciągle jeszcze rosną - mówi Ryszard Kubacki.