Dobiegają końca tegoroczne wizyty księży w naszych domach. Istniejący od V wieku zwyczaj ma, w zależności od regionu i miejscowości, odmienny charakter. W dużych blokowiskach coraz więcej osób nie wpuszcza księży do mieszkań, z kolei na wsiach tradycja kolędy jest w pełni kultywowana.

Czas kolędy

Nawiązywanie więzi

Kolęda to okazja do spotkania i modlitwy duszpasterzy z zamieszkującymi ich parafie rodzinami, poświęcenia ich mieszkań, rozmowy o problemach, nawiązania z nimi kontaktów, utworzenia lub umocnienia więzi z Kościołem.

Mieszkańcy dużych osiedli twierdzą, że jeśli ksiądz w ciągu dnia odwiedza do 60 mieszkań i w każdym spędza kilka minut, to trudno mówić o wymiarze duszpasterskim takiego spotkania. Są to raczej urzędowe wizyty, "liczenie pogłowia" i zbiórka pieniędzy.

Inną opinię mają księża. Ich zdaniem kolęda ma sens, nawet gdy jest krótka, bo pozwala zorientować się w problemach parafian i lepiej spełniać ich oczekiwania i potrzeby w codziennej pracy duszpasterskiej.

- Nie wystarczy poświęcić mieszkanie, trzeba usiąść i spokojnie pogadać - twierdzi bp Wiktor Skworc. - Pośpiech wywołuje u parafian niedosyt, poczucie zlekceważenia.

Kapłan pracujący na osiedlu robotniczym mówi z kolei: - Dzięki kolędzie czuję wyraźną poprawę moich relacji z częścią parafian. Po odwiedzinach duszpasterskich widzę w kościele już nie tłum, ale konkretnych ludzi. Dodaje przy tym, że o przełamaniu bariery obojętności decyduje przede wszystkim niebanalne prowadzenie rozmowy.

Na wsi kolęda stanowi nierzadko cały społeczny rytuał: trwa od rana do wieczora, przebiega w familijnej wręcz atmosferze.

Przedłużenie kolędy

Swoistego przedłużenia kolędy od paru lat podejmuje się proboszcz parafii św. Br. Alberta w Szczytnie. W dniu następującym po kolędzie (w przypadku sobót - w poniedziałki), wierni z ulic, na których był ksiądz, zbierają się na Mszy św. wieczornej odprawianej w ich intencji. Po jej zakończeniu wszyscy chętni przechodzą do sali parafialnej na spotkanie z proboszczem. Podczas trwającej nawet do dwóch godzin rozmowy przy kawie, herbacie i ciastkach poruszane są sprawy parafialne, miejskie i krajowe, a także religijne oraz społeczne. Choć pomysł jest chwalony w parafii i poza nią, tłumów jednak nie widać. Ks. prałat Lech Lachowicz nie traci nadziei, że zwyczaj okrzepnie, dzięki czemu zwiększy się frekwencja.

Stara tradycja

Błogosławienie rodzin i domostw polecał już św. Atanazy w III w. Pierwsze wzmianki o uroczystym poświęceniu domów przy okazji Uroczystości Objawienia Pańskiego (6 I) pochodzą z V/VI w.

Kalende (z łac.) to pierwszy dzień miesiąca. Stąd kolęda rozpoczyna się w okolicach Nowego Roku w ramach religijnych i ludowych zwyczajów Bożego Narodzenia.

Od początku była odwiedzinami o ceremoniale liturgicznym i od początku wiązała się z daniną (kolendą) pobieraną przez urzędników księcia bądź biskupa od mieszkańców podlegających im ziem. Mogła być "zapłatą" za wieść o narodzeniu się królewskiego lub książęcego syna lub noworocznym podarkiem dla bliskich. Dla proboszcza była wynagrodzeniem za opiekę duszpasterską. Płacono ją pieniędzmi lub w naturze.

Dziś jest obowiązkiem proboszczów wynikającym z prawa kanonicznego. Powinni oni sami lub ich wikariusze odwiedzać parafian, zwłaszcza osoby samotne, chore, ubogie, by uczestniczyć w ich troskach i wspierać w trudach. Małżonkom i rodzinom mają dopomóc w wypełnianiu ich powołania.

Tradycja kolędy wydaje się bardzo żywa, głównie w Polsce i wśród Polonii na świecie, a przygasa lub zanika w innych nacjach.

Nawet biskup chodzi

Najczęściej "po kolędzie" chodzą kapłani pracujący w danej parafii. Mogą to być też księża z niewielkich, okolicznych miejscowości, wspomagający kolegów w większych parafiach. Często kapłanom towarzyszą ministranci, a w niektórych regionach także kościelny lub organista. Ksiądz chodzi od domu do domu, przemierza piętra bloków i kamienic, ministranci jako forpoczta dzwonią i śpiewają kolędy, kościelny pisze na drzwiach "C+M+B" (lub "K+M+B") i cyfry kolejnego Roku Pańskiego. W Białymstoku, Warszawie, Sosnowcu czy Bytomiu ministranci - w dniu kolędy lub jeden, dwa dni wcześniej - ustalają, kto chce przyjąć kolędę.

W parafiach szczycieńskich napis na drzwiach wykonują sami mieszkańcy.

Po kolędzie może też chodzić sam pasterz diecezji. Na przykład w Tarnowie biskup Wiktor Skworc podtrzymuje swoistą tradycję osobistego odwiedzania diecezjan.

Zaszczyt czy obowiązek?

- Czasami wydaje mi się, że dla 80 proc. parafian kolęda to przykry obowiązek - żali się jeden z księży. Inny ubolewa, że jedna trzecia rodzin nie przyjmuje księdza. Przyczyna bywa prozaiczna. - Ludzie wstydzą się, że nie złożą przy okazji ofiary pieniężnej. A przecież nie to przy kolędzie jest najważniejsze. Największe znaczenie ma dla nas nawiązanie bliższego kontaktu z wiernymi.

Odwiedziny w parafiach wielkomiejskich i na wsiach wyraźnie różnią się od siebie. Jak zauważają księża, najwięcej nieprzyjmujących jest w dużych blokach, z kolei niemal wszyscy mieszkańcy domów jednorodzinnych chętnie otwierają kapłanowi drzwi na kolędę.

Kolęda obfituje też w momenty humorystyczne, do których należy chowanie się dorosłych mężczyzn czy młodzieży przed księdzem. Zdarza się, że gdy rodzina zdaje się być w komplecie, z sąsiednich pokojów dochodzą odgłosy czyjejś obecności.

Ryzykowne powroty

Wracającymi z kolędy ministrantami i księżmi interesują się ostatnio także przestępcy. Chłopców nieraz okradano i atakowano kapłanów. Stąd księża często rezygnują z asysty ministrantów, a jeden z radomskich proboszczów - będący w zeszłym roku ofiarą brutalnego pobicia przez nieznanych sprawców - wezwał wiernych do ochrony bezpieczeństwa księży wracających z wizyty duszpasterskiej. Kapłan zaapelował o odprowadzanie swych duszpasterzy do domu. Pomocniczy biskup radomski Stefan Siczek podkreślił, że ksiądz nie powinien sam wracać z "kolędy" do domu. Z przykrością zauważył, że zanika tradycja witania kapłana przychodzącego z wizytą duszpasterską przez gospodarzy na progu domu, jak również odprowadzania do sąsiada.

Datki do koperty

Od XIV w. próbowano ustalić stałą wysokość kolędy, ale po sprzeciwie wiernych i duchownych, decyzję o wysokości datków pozostawiono ludziom. Jedynie w Prusach stałą kolędową stawkę płacili katolicy i niektórzy protestanci. Choć samo płacenie kolędy było obowiązkiem (w XVI w. zalegających z kolędą proboszcz miał prawo obłożyć karami kościelnymi), to np. na Warmii w XVII w. biskup zakazał zbierania obowiązkowych datków, godząc się na dobrowolność. Na Śląsku kolęda była daniną na rzecz służby kościelnej wywodzącej się z ludu.

Jak widać sprawy finansowe związane z kolędą nie były w historii proste i jednoznaczne. Także dziś najwięcej emocji wywołuje tzw. kopertówka, czyli ofiara składana kapłanowi podczas odwiedzin. Rosnące bezrobocie i postępujące zubożenie powodują, że kwestie finansowe związane z Kościołem rozpalają wyobraźnię części społeczeństwa.

- Każdy datek to obciążenie dla rodzinnego budżetu, ale pogłoski o bajońskich sumach zarabianych na kolędzie są nieprawdziwe - zapewnia jeden z kapłanów. Ludzie wkładają do koperty od 20 do 100 zł, do skarbonek ministrantów wpadają drobne monety. Zdarzaja się, i to wcale nie pojedyncze, przypadki wręczania pustych kopert. Robia tak przeważnie ludzie ubodzy, ze wstydu, że nie stać ich na ofiarę.

Dzielenie koperty

Wierni bardzo szybko wyczuwają nastawienie duchownego do kolędy, jego staranność i zainteresowanie sprawami parafian.

- Na kolędę nie wolno iść po pieniądze. Jeśli ktos ma taki cel, to jest to po prostu łajdactwo - przyznaje pewien kapłan. Wiele osób, mimo ubóstwa, rozumie potrzeby Kościoła i chce wspierać go materialnie. Niekiedy po powrocie z kolędy duchownych spotykają niespodzianki. Są to m.in. spore kwoty darowane przez ludzi niezbyt zamożnych.

Pieniądze przekazywane księżom podczas kolędy dzielone są na podstawie zwyczajów i ustaleń diecezjalnych i parafialnych. Część kwoty kierowana jest zwykle na potrzeby diecezji; część pozostaje w parafii na budowy, remonty, potrzebne zakupy czy na cele charytatywne. Ostatnia częsć - wyznaczona przez proboszcza - przypada księżom. Z tego, co zbiorą ministranci, ich opiekun przeważnie funduje im letni wypoczynek, nagrody lub paczki na święta. Zdarza się również, że kapłani - zwłaszcza zakonnicy - oddają wszystkie otrzymane pieniądze do wspólnej kasy.

Księża z kolędy zatrzymują dla siebie - zależnie od zamożności parafii lub częstotliwości odwiedzin - jednorazową kilkutysięczna roczną premię. Pieniądze te przeznaczają według własnego uznania.

Iwona Lipczanka


Na podstawie informacji własnych oraz zawartych na stronach www.opoka.org.pl oraz www.e.kai.pl, a także w Encyklopedii Katolickiej.

2005.02.09