Rozmowa z Arkadiuszem Marczakiem,kandydatem do Rady Powiatu. Pozycja nr 1 na liście „Porozumienia Szczycieńskiego”
- Dlaczego nie brał Pan udziału w poprzednich wyborach?
- Niestety nie zawsze możemy pogodzić wszystkich naszych pasji, pracy zawodowej jak i rozwoju osobistego, dlatego dobrze jest czasem wyjść poza strefę komfortu, by realnie spojrzeć na otaczający nas świat a tego wszystkiego na raz nie sposób pogodzić.
- Dlaczego zatem kandyduje Pan tym razem?
Każdy pewnie by powiedział, żeby w mieście coś zmienić. Ale co? Na wiele elementów gospodarki samorząd tak naprawdę nie ma wpływu. To, na co starcza pieniędzy, samorząd lepiej czy gorzej wykonuje, lecz fakty pokazują, że obecnie panujący przez ostatnie lata ciągną miasto w dół, co niestety widać. Dlatego potrzeba nowych twarzy, ludzi z trzeźwymi głowami, nieprzesiąkniętymi starymi schematami działań i układów. Czas coś zmienić. Młodzi, aktywni zawodowo, przedsiębiorczy to jest przyszłość.
- Mógłby Pan podać jakiś negatywny przykład?
- Chociażby nasz starosta. Ile to już lat jest na tym stołku? To naturalne, że nie widzi co się dzieje, gdyż władza na dłuższą metę rozleniwia, oślepia i demoralizuje. Miasto i powiat się wyludniają, szkoły średnie jeśli chodzi o kierunki kształcenia, zatrzymały się w czasie późnego PRL-u. Profile klas w żaden sposób nie nadążają za tendencjami i potrzebami rynków pracy, powodując tym samym, że nasze dzieci nie są w stanie konkurować z rówieśnikami z innych miast, a przecież ludzie młodzi to nasza przyszłość. Urząd jako organ prowadzący i nadzorujący szkoły jest zobligowany, by umożliwić im zrównoważony rozwój i pewny start w dorosłość zgodny z zainteresowaniami i potrzebami, gdyż to szkoły średnie otwierają tę furtkę a starosta jako nauczyciel powinien to wiedzieć.
- Więc co zmienić?
- Z analizy wynika, że w technikach brakuje profili teleinformatycznych, elektrycznych, graficznych, geodezyjnych, kosmetycznych, wojskowych, ratownictwa medycznego. Braki w liceach dotyczą kierunków prawniczych, medycznych, programistycznych. Żal jest mi patrzeć na młodzież idącą rano do szkół ze świadomością, że nic dobrego jej tu nie czeka, że każdy z założenia musi stąd wyjechać. Choćby dzieci naszych włodarzy, gdzie teraz są, gdzie mieszkają i rozwijają się?
- A jak naprawić miejskie czy powiatowe finanse?
- Niedopuszczalne jest, by doprowadzić do takiego zadłużenia miasta z 5 do 35 milionów złotych w ciągu jednej kadencji. Osoby pełniące stanowiska nie posiadają żadnych doświadczeń biznesowych, więc nie powinny zarządzać pieniędzmi publicznymi bez ponoszenia żadnych konsekwencji, dlatego też zasadne jest wprowadzenie zasady, by każdy radny, burmistrz czy starosta odpowiadał własnym majątkiem za to, co zrobił jak i czego nie zrobił.
- To bardzo kontrowersyjna wizja. Zapewne wielu urzędnikom się nie spodoba.
- Być może, lecz to są tylko fakty. Powiat liczący ponad 66 tys. mieszkańców nie ma opieki chirurga dziecięcego. Pomimo horrendalnych kwot zainwestowanych w szpital na wizytę do kardiologa trzeba czekać 44 dni a ortopedy 120. W tym przypadku inwestowanie w mury nie przynosi efektu, gdyż to pracownicy służby zdrowia są motorem napędowym instytucji, to oni dźwigają ogromną odpowiedzialność, to oni są na pierwszej linii, oni potrzebują lepszej motywacji, wyższych zarobków. Zapewnienie bezpieczeństwa i dostępu do opieki medycznej w miejscu zamieszkania jest bezwzględnie konieczne, gdyż wielu mieszkańców nie ma możliwości ani środków na dojazdy do innych miast w celu zapewnienia sobie opieki medycznej.
- Jak Pan ocenia radnych ostatniej kadencji?
- Teatr ostatnich lat z areny politycznej w naszym mieście pokazał, że większość radnych nie jest zdolnych do współpracy, są zmanierowani, każdy działa tylko dla korzyści własnych a nie dobra ogółu. Brak wizji rozwoju i jakichkolwiek działań doprowadził do tego, że mamy dziesiątki pustych lokali użytkowych i wiele zaniedbanych kamienic.
- Jak Pan ocenia swoje szanse po 5 latach przerwy?
- Czas zbliżających się wyborów jest przede wszystkim czasem rozliczenia rządzących, jest to chwila, by spojrzeć i podsumować ich dokonania i realne korzyści płynące z ich pracy, która tak wiele nas wszystkich kosztuje. Pytanie czy było warto na nich właśnie zagłosować? Jak już widzimy, dla ich własnych korzyści. Mam nadzieję, że mieszkańcy to widzą i idąc do urn wyborczych wezmą to pod uwagę. To przecież oni udzielają kredytu zaufania i od nich samych zależy kto będzie ich głosem i reprezentantem w radzie.