Wkrótce kolejna rocznica zwycięskiej bitwy pod Monte Cassino. Uważanej za jedną z najbardziej zaciętych batalii II wojny światowej. Historycy najczęściej wymieniają obok niej tylko cztery zbrojne działania o tak wielkim zaangażowaniu i bohaterstwie walczących: bitwę pod Stalingradem, walki na Łuku Kurskim, a także lądowanie aliantów w Normandii oraz Powstanie Warszawskie.
Bitwa o Monte Cassino trwała od stycznia. Trzy kolejne ofensywy poniosły klęskę. Ostateczne zwycięstwo osiągnięto dopiero po czwartym ataku. W nocy z 17 na 18 maja 1944. Pozycje niemieckie zaatakowały wówczas wojska Francuskiego Korpusu Ekspedycyjnego, 78. Brytyjskiej Dywizji Betleaxe, oraz Drugiego Korpusu Polskiego pod dowództwem generała Andersa. Polacy pierwsi, około godziny dziesiątej rano, dotarli do ruin klasztoru. Patrol Ułanów Podolskich zatknął tam polską flagę. Po czterech miesiącach walk otwarto wreszcie aliantom drogę do Rzymu. Wojska amerykańskie i brytyjskie, które wylądowały na Sycylii i zajęły Neapol, mogły ruszyć dalej na północ Włoch.
Zacząłem od historycznego wstępu, aby przypomnieć czytelnikom, jak wielkie znaczenie miała słynna bitwa. Natomiast chcę dzisiaj, z okazji zbliżającej się rocznicy, napisać o fenomenie powstania, w warunkach bojowych, słynnej piosenki „Czerwone maki”.
Przy Korpusie Polskim funkcjonował Teatr Żołnierza Polskiego. W nocy 17 maja kanonada artyleryjska obudziła Feliksa Konarskiego. Poetę, pieśniarza i aktora, znanego i popularnego przed wojną pod pseudonimem Ref-Ren. W siedzibie teatru napisał on wówczas dwie zwrotki piosenki i poszedł obudzić Alfreda Schütza, kompozytora. Znakomitego muzyka, którego przeboje śpiewali przed wojną Eugeniusz Bodo, Hanka Ordonówna i inne gwiazdy estrady.