Blisko pół tysiąca studentów stanęło na placu apelowym WSPol. w sobotę 2 października. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie rozpiętość wiekowa uczestników apelu. Różnica między najstarszymi i najmłodszymi sięgała, bagatela, pięćdziesięciu lat.

Czterdzieści tysięcy absolwentów

Dziadkowie na placu

Sobotni dzień, nie tylko w murach WSPol., ale i na ulicach miasta, przebiegał pod hasłem wspomnień. Na zjazd absolwentów policyjnej alma mater przybyło blisko 500 osób z całego kraju. Nie za wiele, skoro, jak mówił komendant Wiesław Mądrzejowski, mury szkoły w ciągu 50 lat jej istnienia, opuściło około 40 tysięcy oficerów. Najstarszym stażem oficerem spośród przybyłych był Tadeusz Kagan z Tarnobrzega, promowany na oficera ówczesnej MO w 1956 roku, natomiast 83-letni dziś Leopold Tyczyński z Gdańska, który ukończył studia w 1959 - najstarszy wiekiem.

Niechętnie o Radomiu

Najliczniej przybyli na zjazd absolwenci - rocznik 1976, mający, w porównaniu z innymi, bodaj najwięcej wspomnień dobrych, jak i niezbyt przyjemnych. To oni właśnie, na dzień przed promocją, w trybie alarmowym zostali wysłani do Radomia, a ich zadaniem było przeciwdziałanie trwającym tam protestom robotników.

- Nawet nie wiedzieliśmy, gdzie jedziemy. A na miejscu... cóż, wyboru za dużego nie mieliśmy: albo oni nas, albo my ich. To była po prostu wojna - mówią, ale niechętnie. Nie po to przyjechali do Szczytna, by wspominać Radom. - Pani wie, że po powrocie strajkowaliśmy, tu, na tym placu apelowym? Bo nie chcieli nas puścić do domów...

"Pułkownik" na 4. nogach

Zanim jednak doszło do tych wydarzeń, mieli za sobą trzy lata spędzone w szkolnych murach. I o tym okresie najchętniej rozmawiają. A mają co opowiadać, i oni, i każdy następny rocznik.

- Sześć godzin zajęć, a później coś przecież trzeba było robić przez całe popołudnia i... noce - pada wyjaśnienie. To właśnie rocznik 1976 wprowadził konia na piętro budynku, w którym miał sypialnie i przetrzymywał go tam cały tydzień, bo zwierzę, o ile chętnie wlazło po schodach, tak za nic nie chciało zejść.

Koń, którego zgodnie z milicyjnym regulaminem, co kilka lat studenci "awansowali" na wyższy stopień oficerski, był wtedy już "pułkownikiem", a służył w organach przez wiele lat, pełniąc odpowiedzialną funkcję: wożąc zlewki ze stołówki do świniarni. Szkoła miała wtedy bowiem także swój chlew, którego przychówek wspomagał aprowizację. Historia końskiej peregrynacji po piętrach akademika przetrwała kolejne roczniki absolwentów i do dziś jest chętnie powtarzana także przez kadrę, tym bardziej, że ówczesnemu dowództwu, mimo włożonych wysiłków, nie udało się ustalić personaliów sprawców. Absolwenci z 1976 roku, mimo że upłynęło prawie 30 lat, uparcie jednak odmawiają wskazania autora pomysłu.

- Eee tam, koń - z uśmiechem machają rękami. - To tylko jeden epizod, a myśmy tu byli przecież przez trzy lata...

Pułapka za płotem

Kadra, nawet ta najmłodsza, też przywołuje różne zdarzenia, które miały miejsce przed kilkudziesięciu laty, ale wciąż są przekazywane z pokolenia na pokolenie. Ot, choćby przypadek pewnego kandydata na studenta, który przyjechał z odległego krańca kraju na egzaminy wstępne, a wieczorkiem wybrał się na zwiedzanie miasta. Ponieważ zwiedzał głównie lokale, i to nie do końca legalnie, więc też i nielegalnie do szkoły wracał późną nocą, pokonując płot tuż za szeregiem sklepów (za skrzyżowaniem z ul. Pułaskiego).

- Ale wy tu macie zabezpieczenia! - mówił później, gdy już dotarł na salę wciąż w stanie mocno wskazującym. - Najpierw wysoki płot, potem niski, fosa, znów niski płot... - opowiadał nieświadom, że przedarł się przez... basen przeciwpożarowy.

Powroty

Ze szkołą, w dużej części, absolwenci nie rozstali się wraz z promocją. Awansując na coraz wyższe stanowiska w różnych jednostkach terenowych przyjeżdżali tu co kilka lat na narady, sympozja, konferencje. I za każdym razem dostrzegali zmiany, które zachodziły tak w szkole, jak i w Szczytnie.

- Patrzę na dzisiejsze akademiki i się zastanawiam, jak myśmy wytrzymali trzy lata w takich prymitywnych warunkach. W sypialni dwunastu chłopa na piętrowych łóżkach, jedna łazienka na piętro, ale ciepła woda czasem nawet była - mówi absolwent '79. - No i lokali rozrywkowych w pobliżu szkoły jest teraz więcej. Wtedy musieliśmy daleko chodzić.

Jedyny mankament zjazdu, jaki absolwenci zgłaszali "Kurkowi", to mizerna o nim informacja.

- Ja się dopiero tydzień temu dowiedziałem, z internetu, i to przypadkiem - mówi Ryszard Gidziński, radny miejski, absolwent WSPol. i emerytowany już jej pracownik.

- To fakt - przyznaje zastępca komendanta Wojciech Ostrycharz. - Ale przecież nie sposób jest dotrzeć do każdego z 40 tysięcy ludzi, którzy ukończyli tę szkołę!

Halina Bielawska

2004.10.06