Jeszcze do niedawna chory na zanik mięśni 17-letni Damian Majrowski z Nowych Kiejkut nie mógł się poruszać bez pomocy najbliższych. Teraz, dzięki Stowarzyszeniu Humanitarnemu "Dar Serca", chłopiec otrzymał wózek z napędem elektrycznym, który umożliwia mu samodzielne przemieszczanie się.
NIE WSZYSCY SĄ OBOJĘTNI
Piętrowy, stary blok w Nowych Kiejkutach. To tu, w niewielkim mieszkaniu żyje siedmioosobowa rodzina państwa Majrowskich. Kilka lat temu spotkało ich pierwsze nieszczęście. Najstarszy syn, Damian zachorował na zanik mięśni. Teraz chłopiec ma 17 lat, jest uczniem Zespołu Szkół nr 2 w Szczytnie. Choroba sprawiła, że może się poruszać jedynie na wózku. Na domiar złego jakiś czas później okazało się, że na to samo schorzenie cierpi także 11-letni Dawid, ale on nie potrzebuje na razie wózka. Mama chłopców nie pracuje, ojciec jest murarzem. Przeważnie przebywa w delegacjach i najbliższych widuje jedynie w weekendy. Oprócz Damiana i Dawida, Majrowscy wychowują jeszcze 10-letniego Tomka, 7-letnią Kasię i 3-letnią Martynę. Choć rodzice starają się zapewnić dzieciom jak najlepsze warunki, to jednak nie zawsze łatwo im związać koniec z końcem. Marzena Majrowska przyzwyczaiła się do tego, że o wszystko musi zabiegać sama. Dlatego kiedy zgłosili się do niej członkowie Stowarzyszenia Humanitarnego "Dar Serca" i zaproponowali pomoc, jej zdumienie nie miało granic.
- Wydawało mi się, że ludzie są obojętni na cudze nieszczęście. Nie wierzyłam, że ktoś może bezinteresownie pomóc. Takie rzeczy dzieją się przecież tylko w filmach - mówi Marzena Majrowska.
UPRAGNIONY WÓZEK
Do niedawna zmartwieniem jej i Damiana było to, że na zwykłym wózku chłopiec nie mógł się przemieszczać bez pomocy najbliższych. Tymczasem pani Marzena, zajęta młodszymi dziećmi, nie zawsze miała czas, by wybrać się z synem na spacer lub nawet pojeździć po podwórku.
- Żal było patrzeć, jak siedział sam przy domu i z daleka obserwował kolegów - mówi pani Marzena.
Teraz to się zmieniło. Kilka dni temu Damian dostał od stowarzyszenia wózek terenowy z napędem elektrycznym. Dzięki temu urządzeniu może samodzielnie się poruszać bez pomocy innych. Stowarzyszenie pomoże również w remoncie łazienki w domu państwa Majrowskich. Ma ona być dostosowana do potrzeb Damiana i Dawida. Marzena Majrowska nie ukrywa, że to dla niej niezwykle ważne wsparcie. Podkreśla, że nie chodzi tylko o wymiar materialny.
- Najważniejsze, że nie jesteśmy sami. To nas podtrzymuje na duchu - mówi kobieta.
W IMIĘ ADRIANA
Nie byłoby jednak tej pomocy, gdyby nie Beata i Cezary Boczarowie. Pieniądze, które przeznaczono na zakup wózka pochodzą ze środków zbieranych z myślą o ich synu Adrianie, cierpiącym także na zanik mięśni. Przez rok, w każdą sobotę i niedzielę podczas kiermaszy organizowanych w Olsztynie i Szczytnie oraz w trakcie koncertów charytatywnych prowadzono zbiórki funduszy na leczenie chłopca. Część z nich udało się wykorzystać m.in. na dwie operacje, które Adrian przeszedł w Zakopanem. Niestety, nie zdołano chłopca uratować. Jego rodzice zdecydowali więc, żeby pozostałe pieniądze przeznaczyć na pomoc innym. Wybór padł właśnie na rodzinę Majrowskich.
- Zdecydowała o tym ich szczególnie trudna sytuacja oraz to, że ci dwaj chłopcy cierpią na tę samą chorobę, co Adrian - mówi prezes Stowarzyszenia Humanitarnego "Dar Serca" Bogusława Nasiadko.
Ewa Kułakowska
2006.06.21