...powstały w Szczytnie przy ulicy Kościuszki 16/2 w 1974 r. i długo służyły mieszkańcom naszego miasta. Były placówką handlową branży spożywczej o unikatowym na ówczesne czasy zaopatrzeniu, na tyle rozpoznawalną, że do dziś wpisaną we wspomnienia wielu z nas. Jak sama nazwa sugerowała, można tam było nabyć frykasy i rarytasy.
Delikatesy były dzieckiem dwóch firm działających na lokalnym rynku: Miejskiego Handlu Detalicznego i Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Handlu Spożywczego. Szefem MHD był Werner Urbański, zaś WPHS Jerzy Przybojewski. Panowie darzyli się dużym szacunkiem oraz zaufaniem, nic więc dziwnego, że w zgodzie debatowali nad kierunkami działania lokalnego handlu. Na jednym ze spotkań podjęli wspólną decyzję o utworzeniu kultowej placówki. Tu wyjaśniam, że zależność tych ze sobą współpracujących firm była taka, że MHD zajmowało się zatrudnieniem pracowników oraz organizacją handlu, zaś WPHS odpowiadało za zaopatrzenie. Jako kolejną ciekawostkę podaję, że prawnym następcą tych dwóch firm było „Społem” Wojewódzka Spółdzielnia Spożywców Oddział w Szczytnie, a obecnie „Społem” PSS w Olsztynie.
Owocem wspaniałej współpracy jaka wywiązała się między MHD i WPHS jest historyczne pismo noszące datę 11 kwietnia 1974 r. skierowane do kierownictwa i załogi sklepu „Delikatesy” o treści: dyrekcja Oddziału WPHS w Szczytnie składa kierownictwu „Delikatesów” i całej załodze serdeczne podziękowania za ogromny wkład pracy i poświęcenie przy realizacji wytyczonego zadania tj. organizacji sklepu „Delikatesy” Wasza praca i serdeczne zaangażowanie w trudnych sytuacjach przyczyniły się do sukcesu, który wyraża się w dużych obrotach, pozytywnej opinii społeczeństwa i władz. Życzymy Koleżankom dużo sukcesów w tej ciężkiej i trudnej pracy. Podpis: Dyrektor J. Przybojewski. Oczywiście po budynku, w którym najpierw był sklep spożywczy przemieniony w „Delikatesy”, a następnie sklep spożywczy nr 15 (nazwa ta nigdy się nie przyjęła, wszyscy mieszkańcy i pracownicy sklep nr 15 i tak nazywali „Delikatesami”) pozostały tylko wspomnienia i fotografie. Jako samozwańcza strażniczka przeszłości w Gabinecie Wspomnień posiadam unikatowe fotki i dzięki nim łatwo mi powrócić do przeszłości, którą lubię na nowo odkrywać. Właśnie odkryłam, że nieistniejący już sklep na rogu ulicy Kościuszki i placu Juranda zawsze we wspomnieniach funkcjonował pod jedną nazwą - „Delikatesy”.
Jedna z moich stałych rozmówczyń, czyli pani Marcjanna Dobrońska przypomniała mi, że przecież w „Delikatesach” pracowała mama Krzysztofa Klenczona, Helena Klenczon, która piastowała funkcję kierownika sklepu. Znałam ją osobiście. Od razu przypomniałam pani Marcjannie, że właśnie ten fakt stał się dla mnie historyczny, ponieważ odkryłam, że w „Społem” pracował też słynny muzyk Krzysztof Klenczon, był zatrudniony na stanowisku inwentaryzatora. Można domniemać, że skoro mama pracowała w handlu, to synowi po ukończeniu ogólniaka ułatwiła zatrudnienie w biurze firmy handlowej, czyli Spółdzielni Zjednoczenie, którą jak wielokrotnie przypominałam też wchłonęło moje „Społem”. Ależ znakomite towarzystwo w moich kręgach współpracowników! Do tego towarzystwa dodam kolejną rozpoznawalną w spółdzielczych kręgach osobę, czyli panią Wandę Wasilewską, która po pani Helenie Klenczon przejęła rządy w sławetnych delikatesach. Pani Wasilewska w „Społem” pracowała do 1993 r., przekazując rządy w delikatesach kolejnej kierowniczce Bogumile Cudo.
Sławetne „Delikatesy” zostały zlikwidowane 30 kwietnia 1999 r., cały zaś obiekt przekazany w dzierżawę, z czasem zaś sprzedany, jak obecnie wygląda wystarczy idąc na plac Juranda popatrzeć na piękną bryłę nowoczesnego obiektu. W Szczytnie mieszkają jeszcze osoby, które miały okazję w sławetnych „Delikatesach” pracować. Ostatnio pani Zofia Korytkowska podarowała mi fotkę ukazującą wnętrze sklepu i fantastycznych klientów. Wcześniej koleżanka Danusia Biedka podarowała mi fotkę ukazującą ostatnią załogę sklepu nr 15 na zapleczu. Pani Danusia Biedka w sklepie nr 15 zaczęła pracować w 1992 r. i najbardziej wspomina wielki remont jaki tam przeprowadzono, tworząc windę towarową. Otóż sławetne delikatesy posiadały ogromną piwnicę, a tony towaru dostarczane do sklepu trudno było wnosić po schodach, stąd pomysł na wybudowanie windy. Nie ukrywam, że jako osoba o żartobliwym usposobieniu kilka razy dałam się przemienić w worek cukru i tą windą towarową jechałam na górę lub w dół. Ale sobie powspominałam czasy, gdy w delikatesach kupowaliśmy same rarytasy.
Grażyna Saj-Klocek