Dzisiaj, w związku z panującym wciąż upałem, poleję trochę wody. Oczywiście nie mam tu na myśli lania wody w znaczeniu wygadywania głupot. To się czasem zdarza, takie jest prawo felietonisty, ale moim zamiarem dzisiejszym jest opisać nieco ciekawostek związanych z konsumowaniem owego niezbędnego dla człowieka napitku. Co prawda w starym, rosyjskim żarcie mówi się, że my, ludzie nie będziemy pić wody niczym zwierzęta (kak zwieri), ale kto by tam słuchał rosyjskich mądrości?

Dla ochłody trochę wody
Gruzja. Pijalnia wody mineralnej w Parku Narodowym „Borjomi”

Butelkowana woda robi w świecie zawrotną karierę dopiero od lat 80. ubiegłego wieku. Wówczas to zapanowała moda na fitness, a rozwój komunikacji, a także rozwój supermarketów pozwolił konsumentom poznawać smaki wód ze źródeł całego świata. Dawniej pijano wodę pochodzącą z najbliższych okolic. Smak jej był zawsze ten sam, zatem nikomu nie przyszło do głowy oczekiwać, od tak prymitywnego napoju, organoleptycznych atrakcji. Dzisiaj jest inaczej.

Butelkowane, orzeźwiające wody pitne dzielą się na trzy grupy. Czwartą, dodatkową grupę stanowią wody lecznicze. Pierwszą są naturalne wody źródlane. Te są bardzo starannie kontrolowane, co do ich składu i czystości. W Polsce to, między innymi, Staropolanka, Kryniczanka lub Nałęczowianka. Następną grupą są wody źródlane. Także pochodzą z oryginalnych źródeł, ale tutaj wymagania, co do ich składu, są dużo niższe. Przykładem polski Żywiec Zdrój, albo Górska Natura. Wreszcie mamy wody stołowe, gdzie panuje czysta wolnoamerykanka przy ich produkcji. Miesza się płyny z różnych źródeł, sztucznie wzbogaca ich skład, poprawia smak itp. Taką wodą, kombinowaną w Polsce, jest, na przykład, Jodica.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.