Byłem sympatykiem KOR-u, stąd pomysł na taki właśnie pseudonim – tłumaczy Krzysztof Pawłowicz kryptonim, pod którym został zarejestrowany jako tajny współpracownik SB. Koledzy z rady radzą mu, aby do czasu rozstrzygnięcia sprawy przez sąd zawiesił działalność w samorządzie powiatowym, ale on nie ma wcale takiego zamiaru.

Dlaczego KORSAK?

NA CZEŚĆ LISA, CZY KOMITETU?

KORSAK – to, jak podaje Wikipedia, lis stepowy, gatunek drapieżnego ssaka z rodziny psowatych, prowadzący nocny tryb życia.

Korsak to również kryptonim, który wybrał dla siebie Krzysztof Pawłowicz podpisując współpracę z SB. Miało to być, jak tłumaczy sam zainteresowany, podyktowane jego sympatią do … opozycyjnego wobec ówczesnych władz Komitetu Obrony Robotników.

- Nie chcąc się z tym zdradzać, do skrótu komitetu dodałem wymyśloną na poczekaniu końcówkę – tłumaczy Pawłowicz.

NIECH SIĘ WYCOFA

Informacja o współpracy radnego Pawłowicza z tajnymi służbami wywołała spore poruszenie. Radny zapewnia, że czuje się niewinny, bo o swojej roli poinformował w 1982 pracowników ambasady amerykańskiej w Pradze. Tymczasem jego koledzy z Rady Powiatu radzą mu, aby do czasu rozstrzygnięcia sprawy przez sąd zawiesił swoją działalność.

Radny Wiesław Kozłowski:

- Doskonale pamiętam tamte czasy. Tylko raz miałem do czynienia z SB, ale tamto przesłuchanie zapamiętam do końca życia. Zasypywany pytaniami z różnych stron zrobiłem się taki malutki, że nie wiedziałem co z sobą począć. Gdyby mi ktoś wtedy coś podsunął nie wiem, czy bym nie podpisał, ale na pewno bym nie donosił. Radny tymczasem donosił i brał za to pieniądze. To byłby wstyd nie tylko dla mnie, ale i całej rodziny.

Także radny Marek Kasprowicz uważa, że Pawłowicz ma problem, który powinien rozstrzygnąć we własnym sumieniu. Dziwi się jednak dlaczego nie wycofał się z życia publicznego.

– Ja na jego miejscu nie pchałbym się do samorządu, żeby ktoś mi tej współpracy później nie wyciągnął.

Szef komisji rewizyjnej Waldemar Zimny mówi, że do czasu rozstrzygnięcia sprawy przez sąd na miejscu Pawłowicza zawiesiłby swoją działalność w samorządzie.

- Ja złożyłbym mandat, gdybym miał taki problem – deklaruje Cezary Łachmański. - Czasy były trudne, różni ludzie w różnych sytuacjach musieli podpisywać dokumenty, często kierując się dobrem rodziny. Na szczęście mnie ten problem nie dotyczy.

Wiceprzewodniczący rady Arkadiusz Leska, podobnie jak wcześniej starosta, odwołuje się do honoru Pawłowicza: – Gdyby go miał, powinien zrezygnować.

Także dla Szczepana Olbrysia sprawa jest oczywista. Jedynym wyjściem w tym przypadku powinno być złożenie mandatu przez Pawłowicza.

- Gdybym wiedział, nigdy nie zgłosiłbym go na starostę – mówi Olbryś, nawiązując do złożonego dwa miesiące temu wniosku.

BĘDZIE WALCZYŁ

Radny Pawłowicz zapowiada jednak, że nie ma zamiaru wycofywać się z życia publicznego. Nie będzie słuchał rad swoich kolegów z samorządu. Liczy, że w przypadku korzystnego dla niego orzeczenia sądu wszyscy go przeproszą. Ma żal do części z nich, że mówiąc o honorze nie przykładają równej miary do innych osób podejrzewanych o złożenie niezgodnych z prawdą oświadczeń lustarcyjnych. Z satysfakcją przyjmuje za to reakcję spotykanych na ulicy znajomych.

- Nikt nie odwraca się na mój widok. Pastor Kościoła Zielonoświątkowego pozdrowił mnie nawet serdecznie. Życzył mi, abym się trzymał i nie czytał prasy, by się nie denerwować. W podobnym tonie miałem telefon od jednego z działaczy PiS-u.

Linia obrony Pawłowicza ma się opierać na udowodnieniu, że działał jako podwójny agent. O swojej współpracy z organami bezpieczeństwa PRL, jak zapewnia, poinformował w 1982 r. ambasadę amerykańską w Pradze. Przekazał jej też nazwiska funkcjonariuszy, z którymi miał w Polsce do czynienia. Do wydziału politycznego ambasady USA Pawłowicz skierował niedawno pismo, prosząc o odszukanie jego teczki i potwierdzenie woli współpracy.

(o)/fot. A. Olszewski