- Mam wielki żal do postępowania i zachowania szczycieńskich policjantów, a także pracowników szpitala - mówi rozgoryczony Jerzy Folga. Mieszkaniec ulicy Konopnickiej wytyka im, że nie powiadomili go o wypadku żony, która kilka godzin później zmarła.

Dlaczego nie powiadomili

Feralny dzień

Wtorek 13 stycznia, przedpołudnie. Nic nie zapowiada tragedii w mieszkającej przy ul. Konopnickiej w Szczytnie rodzinie Folgów. O godz. 11 pani Irena (49 lat) wychodzi z domu umawiając się z mężem, że wróci za godzinę. Powrót się opóźnia. Pan Jerzy nie przejmuje się jednak zbytnio sądząc, że małżonka poszła na pogaduszki do znajomej z ul. 1 Maja. Niepokoi się za to i to coraz bardziej ich 11-letnia córka.

- Klaudysiu, a czy mama kiedykolwiek, jak wyszła z domu, do niego nie wróciła? - próbuje uspokajać zmartwioną córkę ojciec. Tych słów oboje nie zapomną już pewnie do końca życia. O godz. 19 wpada do mieszkania brat pana Jerzego z tragiczną wiadomością otrzymaną telefonicznie ze Szpitala Wojewódzkiego w Olsztynie, że tam właśnie o godz. 18 zmarła Irena Folga. Wstrząśnięty i zaskoczony tą informacją pan Jerzy dzwoni do Olsztyna, gdzie niestety potwierdzają fakt zgonu jego małżonki. Nikt nie jest mu w stanie udzielić szczegółowych informacji.

Dlaczego milczeli

Następnego dnia rano jedzie do Szpitala Wojewódzkiego, a tam dowiaduje się, że żona została przywieziona ze szpitala w Szczytnie. Zmarła nie odzyskawszy przytomności, a przyczyną śmierci był krwotok oponowo-mózgowy.

Natychmiast po powrocie do Szczytna udaje się do szpitala prosząc o wyjaśnienia. Uzyskuje informację, że żonę przywieziono karetką z... Komendy Powiatowej Policji. Idzie więc do komendy, a tam od dyżurnego otrzymuje potwierdzenie, że jego żona przyszła we wtorek na rozmowę z dzielnicowym, ale o szczegóły odsyła do niego. Dzielnicowego jednak nie ma, podobnie jest następnego dnia, kiedy pan Jerzy stawia się na komendzie. Z tym, że od dyżurnego, który pełnił służbę także we wtorek dowiaduje się, że jego żona przyszła na posterunek... pijana i wymiotowała. Jest zdumiony, bo zmarła stroniła od alkoholu.

W sobotę, cztery dni po śmierci żony panu Jerzemu udaje się wreszcie porozmawiać z dzielnicowym. Od niego słyszy, że żona przyszła uzyskać informacje w sprawie dotyczącej syna. W pewnym momencie wstając z krzesła przewróciła się i zaczęła wymiotować. Absolutnie wykluczył to, co sugerował dyżurny komendy, że była pijana.

- Mam wielki żal do postępowania i zachowania policjantów. Dlaczego nie poinformowali mnie o tym, co się stało i dlaczego dyżurny wygaduje głupstwa o mojej zmarłej żonie. Dlaczego nie poinformował mnie o wypadku szpital? Bardzo mnie to boli i bulwersuje - nie kryje rozgoryczenia Jerzy Folga.

Tyle według jego relacji.

Nie do nas pretensje

Dzielnicowy, aspirant Bogdan Orzoł, potwierdza "Kurkowi", że w południe 13 stycznia przyszła do niego na rozmowę Irena Folga. Zachowywała się normalnie, a rozmowa toczyła się spokojnie. W pewnym momencie kobieta wstając z krzesła przewróciła się na podłogę. Po udzieleniu jej niezbędnej pomocy natychmiast wezwano pogotowie.

Dlaczego zatem aspirant Jacek G. powiedział mężowi zmarłej, że była ona pijana? Próbowaliśmy się dowiedzieć, ale policjant nie chciał z nami rozmawiać odsyłając do rzecznika komendy Daniela Filipowicza.

Rzecznik od "Kurka" dowiaduje się o śmierci kobiety.

- Przykro mi, że sprawa miała taki finał, ale do postępowania naszych funkcjonariuszy nie można mieć żadnych pretensji. Natychmiast zaopiekowali się chorą interesantką i wezwali pogotowie.

- Dlaczego nie poinformowali o zdarzeniu rodziny?

- To nie należało do naszych obowiązków. Byłoby tak gdyby ta pani została wezwana na komendę lub przez nas zatrzymana. Tymczasem ona przyszła do nas dobrowolnie. Poza tym wypadek nie wyglądał groźnie. Pacjentka zabierana przez pogotowie była przytomna, w odjeżdżającej karetce nie był nawet włączony sygnał alarmowy.

- A czy zachowanie dyżurnego w stosunku do męża zmarłej było właściwe?

- Stosowanie stereotypu myślenia, że jeśli ktoś wymiotuje to jest pijany musi być naganne. Ten pan, jeśli czuje się dotknięty, może złożyć skargę do komendanta powiatowego policji.

To nie my, to policja

Od pełniącego obowiązki dyrektora szpitala w Szczytnie Marka Michniewicza dowiadujemy się, że u Ireny Folgi zdiagnozowano wylew i zadecydowano o natychmiastowym transporcie do Szpitala Wojewódzkiego w Olsztynie w celu wykonania badania tomografem.

- Czy szpital nie powinien poinformować rodziny chorej o tym, że jej życie jest zagrożone?

- Nie. Generalnie nie ma przepisów, które by to normowały. My musimy przede wszystkim zająć się chorym. Naszym obowiązkiem nie jest informowanie rodziny tylko leczenie.

- To kto powinien poinformować rodzinę o wypadku? Policja?

- No pewnie, że tak. Jeżeli u nich miało miejsce zdarzenie, to oni powinni powiadomić rodzinę chorej.

Jerzy Folga zdumiony jest stanowiskiem policji i szpitala. Według niego nie można wszystkiego sprowadzać do przepisów.

- Zwykła ludzka przyzwoitość powinna nakazywać jak najszybsze powiadomienie rodziny chorej o wypadku - twierdzi mąż zmarłej.

Irena Folga osierociła dwie córki i dwóch synów w wieku od 11 do 21 lat.

Andrzej Olszewski

2004.01.28