Kiedy przyszła na świat nikt nie słyszał jeszcze o lotach kosmicznych czy komputerach, zupełnie inaczej wygląła też ówczesna mapa Europy, na której próżno było szukać Polski. Franciszka Lis, jedna z dwóch najstarszych mieszkanek Szczytna, za kilka dni skończy 103 lata.
Kiedy przyszła na śiat nikt nie słyszał jeszcze o lotach kosmicznych czy komputerach, zupełnie inaczej wygląała też ówczesna mapa Europy, na której próżno było szukać Polski. Franciszka Lis, jedna z dwóch najstarszych mieszkanek Szczytna, za kilka dni skończy 103 lata.
Pod berłem cara
Franciszka Lis urodziła się 29 kwietnia 1902 roku we wsi Gąsewo koło Makowa Mazowieckiego, jako poddana cara Mikołaja II. Jej rodzinna miejscowość znajdowała się bowiem w granicach zaboru rosyjskiego. Gdy Polska odzyskała niepodległość, pani Franciszka liczyła już 16 wiosen. Dziejowe zawieruchy przez długi czas omijały jej wieś. Od najmłodszych lat pani Lis pracowała na roli. Ojciec pełnił funkcję kościelnego, zaś matka pomagała w utrzymaniu księżowskiego ogrodu. Franciszka Lis miała troje rodzeństwa - siostrę i dwóch braci. Dwoje wyemigrowało do Ameryki. Z całej czwórki przy życiu została już tylko sędziwa jubilatka. W młodości, oprócz pracy na roli, zajmowała się także tkactwem.
- Jako młoda dziewczyna robiła na krosnach piękne chodniki, które cieszyły się sporym powodzeniem wśród znajomych - opowiada córka pani Franciszki, Teresa Kuligowska, która dziś zajmuje się matką.
Po wyjściu za mąż za Władysława Lisa, starszego od niej o osiem lat, urodziła czworo dzieci - dwóch synów i dwie córki.
Życie w Szczytnie
Cała rodzina przeniosła się do Szczytna w 1946 roku.
- Tuż po wojnie nasz dom w Gąsewie doszczętnie spłonął. Nie mieliśmy gdzie mieszkać, przez jakiś czas korzystaliśmy z gościnności znajomych. Wiele osób szukało wtedy szczęścia w Prusach, więc i my postanowiliśmy się tam osiedlić - mówi pani Teresa. Pani Franciszka nigdy nie pracowała zawodowo. Zajmowała się domem i ogrodem. Uprawa roślin była jej ulubionym zajęciem, któremu poświęcała bardzo dużo czasu.
- Zawsze chciała mieć warzywa z własnego ogródka, a nie ze sklepu - wspomina jej córka.
Mąż pani Franciszki pracował w Rejonie Dróg Publicznych, dzieci szybko się usamodzielniły i założyły rodziny. Niestety, nie odziedziczyły długowieczności po matce. Dziś dwoje rodzeństwa już nie żyje.
- Brat zmarł w wieku 71 lat, a siostra 65 - mówi Teresa Kuligowska. Najmłodszy brat mieszka obecnie w Działdowie.
Domowe sposoby na zdrowie
Pani Franciszka Lis od 1971 roku jest wdową. Jej córka mówi, że jubilatka była zawsze osobą towarzyską, często spotykała się ze znajomymi i sąsiadkami. Dziś większość z nich już nie żyje. Ona sama nie miała kłopotów ze zdrowiem.
- Nigdy nie chodziła do lekarzy. Jeśli czasem się przeziębiła, leczyła się domowymi sposobami. Dopiero kiedy skończyła 90 lat, pielęgniarka środowiskowa wykryła u niej nadciśnienie - zdradza jej córka. Pani Franciszka nigdy nie stosowała także żadnej diety i nie odmawiała sobie tłustych potraw.
- Kiedy robiłam jej świąteczne zakupy, to zawsze prosiła, by nie kupować jej szynki, tylko baleron - opowiada córka.
Przed tegoroczną Wielkanocą pani Lis poważnie zachorowała. Teraz czuje się nieco lepiej, odzyskała apetyt, ale wymaga stałej opieki. Od czerwca ubiegłego roku nie chodzi, jest przykuta do łóżka.
- Czasami mama śpi nawet dwa dni. Kiedy się budzi, spędza czas głównie na modlitwie.
Sędziwa jubilatka doczekała się 15 wnucząt, 18 prawnucząt i 5 praprawnucząt. Wraz ze swoją rówieśnicą, Marią Szymkiewicz, jest najstarszą mieszkanką Szczytna. Swoje 103. urodziny będzie świętować skromnie, tylko w gronie najbliższych.
(łuk)
2005.04.27