W każdą niedzielę na placu Juranda zbiera się nasza rowerowa banda, by chwilę po 10.00 ruszyć w drogę. Jedziemy na rum do Rum - taką sensacyjną wiadomość zostawiliśmy spóźnialskim w kiosku "Ruchu", który dzięki uprzejmości państwa Kornatowskich, służy nam za skrzynkę kontaktową.
Kwiatowe kobierce
Do Rum, najdłuższej wsi na Mazurach, jechaliśmy biskupiecką szosą. W dni powszednie panuje na niej duży ruch, ale w niedzielny poranek było spokojnie. Liczne zjazdy i podjazdy uatrakcyjniały podróż i nim się spostrzegliśmy, już dotarliśmy do Dźwierzut, a stamtąd do Rum tylko rzut beretem. Przez całą drogę podziwialiśmy lasy, pola i pełne mleczów łąki. Żółte kwiaty wkomponowane w soczystą zieleń tworzyły puszyste kobierce. Kusiły wręcz, by zatrzymać się, lec wśród tego słońcem wymalowanego kwiecia i jak za dawnych czasów wyplatać wianki... Wreszcie, niczym pszczółki, skuszone słodkim nektarem, na krótką chwilę migawki aparatu, przysiadłyśmy wśród ukwieconych traw. A potem, goniąc peleton, śpiewałyśmy: "kwiaty, we włosach potargał wiatr"...
Klenczon w Rumach
Faktycznie, informatory mówią prawdę - Rumy to długa wieś. Trzeba przejechać ponad 3 km, by od początku dotrzeć do jej końca. Stojące obok siebie domy tworzą ulicówkę. We wsi znajduje się kościół oraz szkoła. Oczywiście przy tych obiektach zatrzymaliśmy się na dłużej. A przy szkole doszło nawet do małej sprzeczki. Otóż jeden z kolegów powiedział nam, że w tej szkole uczył Klenczon. Pamiętając tekst kolegi po piórze, Zbyszka Gorącego "Niuniek Buntownik" - nie dawałam temu wiary. We wspomnianym artykule Zbyszek napisał: "Krzysztof miał akurat zacząć uczyć wychowania fizycznego w szkole podstawowej w Rumach koło Dźwierzut. Wszystko zmienił jeden telegram. POTRZEBUJEMY GITARZYSTY" - pisał Franciszek Walicki(...)
Po lekturze wspomnianego tekstu miałam prawo mieć wątpliwości. Moim zdaniem, Klenczon nie uczył, ale miał uczyć w Rumach i wezwany do świata muzyki wybrał drogę, która wprowadziła go na szczyt i otworzyła furtkę do wielkiej kariery. Jednak zostało zasiane ziarno niepewności - postanowiłam to sprawdzić już po powrocie do Szczytna. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko wykonać telefon do szkoły w Rumach, by zasięgnąć informacji u źródeł. Pani Małgorzata Karło, piastująca funkcję dyrektora szkoły, poinformowała mnie, że choć nie zna szczegółów związku Klenczona z jej placówką oświatową, to słyszała, że tu pracował. Pytana o to, czy szkoła kultywuje wspomnienie o wielkim muzyku, z pewnym zawstydzeniem przyznała, że nie.
Aby mieć jasny obraz związku Klenczona z Rumami skontaktowałam się z Haliną Lemańską, dyrektorką Gimnazjum w Dźwierzutach, noszącego imię Krzysztofa Klenczona. Pani Lemańska, notabene przyjaciółka siostry Klenczona, Hani, poinformowała mnie, że Krzysztof otrzymał przydział pracy do szkoły w Rumach, ale nigdy tam nie uczył. Dodała, że można domniemywać, iż pojawił się tam z nieodłączną gitarą, by obejrzeć przyszłe miejsce pracy i stąd powstał wątek związku muzyka z odwiedzaną przez nas miejscowością.
Tyle o Klenczonie, którego wspominaliśmy podczas bytności w Rumach.
A tak na wszelki wypadek zapytałam mieszkańców, czy to prawda, że w ich miejscowości częstują rumem. Ze śmiechem zdementowali te pogłoski.
Muzeum w Sąpłatach
Gdy przejechaliśmy przez najdłuższą wieś na Mazurach (według "Przewodnika po historii i zabytkach ziemi szczycieńskiej"), stanęliśmy w zlokalizowanych nieopodal Sąpłatach przed budynkiem, w którym mieści się muzeum regionalne. Obecnie, jak poinformowała nas pani Zofia Kubicka - opiekunka muzeum - trwają przygotowania mające na celu utworzenie izby pamięci po zmarłej w 2003 r. folklorystce i pisarce - Marynie Okęckiej-Bromkowej. Pani Zofia, wieloletnia przyjaciółka pochodzącej z Wołynia autorki bajek, legend, podań i wierszy inspirowanych folklorem mazursko-warmińskim powiedziała, że Maryna Okęcka-Bromkowa zjawiła się pewnego lata w Sąpłatach, by potem już wszystkie letnie miesiące spędzać w tej pełnej uroku miejscowości. Folklorystka na stałe związana była z Olsztynem i olsztyńskim radiem, w którym w latach 1956-1982 prowadziła lubiany cykl audycji "Z gawędą i pieśnią przez kraj". W Sąpłatach wypoczywała, pisząc i uczestnicząc w życiu społeczności, do której została włączona. To dzięki niej powstał zespół folklorystyczny "Babska izba", to ona ocaliła od zapomnienia wszystkie zasłyszane legendy i podania opowiadane podczas rozlicznych spotkań.
Wracając do Szczytna mieliśmy wrażenie, że "kwiaty we włosach potargał nam wiatr" za sprawą Klenczona, zaś legendy z cyklu "Nad jeziorem bajka śpi" opowiadała nam ich autorka, Maryna Okęcka-Bromkowa. Jedna wycieczka, a tyle ciekawostek o ludziach, którzy żyli w tych miejscach i pozostawili w nich swój ślad.
Do melodii Krzysztofa Klenczona powrócimy z pewnością podczas dorocznych Dni i Nocy. Zachęcam do lektury zbioru legend "Nad jeziorem bajka śpi". Znajdziemy w nim krótkie opowiastki także o naszym mieście noszące tytuły: "O zbójcy Sikorze spod Szczytna"; "O zameczku w Szczytnie".
Grażyna Saj-Klocek
2005.06.01