Niewiele czasu pozostało Głowackim i Moskalikom z Nart do wyprowadzki z domu należącego do Agnes Trawny. Tymczasem obie rodziny są przerażone, bo tej pory nie znalazły się dla nich odpowiednie lokale. Zdesperowane, domagają się szybkiej interwencji wójta gminy Jedwabno. Ten jednak dziwi się, że mieszkańcy, zamiast „załatwić sprawę w spokoju i ciszy”, żalą się na forum publicznym.

Dokąd mamy pójść?

GŁOŚNA SPRAWA

Sprawa rodzin Głowackich i Moskalików z Nart ciągnie się od końca 2005 roku. Wtedy to Sąd Najwyższy uznał, że muszą się one wyprowadzić z domu, który formalnie należy do obywatelki Niemiec Agnes Trawny. Wyjechała ona z Polski w 1977 roku, ale na skutek zaniedbań polskich urzędników, w dokumentach wciąż figurowała jako właścicielka nieruchomości. Jej dom oraz ziemię Nadleśnictwo Szczytno dzierżawiło właśnie Moskalikom i Głowackim, zapewniając przez niemal cały czas, że mogą się czuć tam bezpieczni, jak na swoim.

- Nadleśniczy mówił nam – remontujcie, bo to nasza własność. A jak odejdziecie na emeryturę, to wykupicie za parę złotych – opowiada Władysława Głowacka. Wyrok sprzed blisko pięciu lat przekreślił te nadzieje. Od tamtej pory o Głowackich i Moskalikach zrobiło się głośno. Sprawą zainteresowały się ogólnokrajowe media, a do Nart zaczęli przyjeżdżać politycy z pierwszych stron gazet. W 2007 roku gościł tu ówczesny premier Jarosław Kaczyński oraz marszałek sejmu z ramienia LPR Janusz Dobrosz. Wszyscy oni zgodnie zapewniali, że nie dopuszczą do tego, by Niemcy w majestacie prawa przejmowali swoje dawne majątki. Pomoc w rozwiązaniu problemu deklarował również obecny premier Donald Tusk. Na zapowiedziach i obietnicach różnych ekip rządzących się jednak skończyło.

SĄD KAŻE SIĘ WYPROWADZIĆ

Czarę goryczy przelał ostatni wyrok sądu w tej sprawie. W kwietniu tego roku zadecydował on, że obie rodziny muszą się wyprowadzić z zajmowanego przez ponad 30 lat domu. Zastrzegł jednak, że może do tego dojść dopiero wtedy, gdy otrzymają od gminy lokale socjalne. Takie rozwiązanie Głowackich i Moskalików nie satysfakcjonuje. - Zasłużyliśmy na godne życie – mówi Władysława Głowacka. Jeszcze po wyroku eksmisyjnym, jaki zapadł w pierwszej instancji w listopadzie ubiegłego roku, wójt gminy Jedwabno Włodzimierz Budny zapowiadał, że będzie negocjował z reprezentującym Skarb Państwa wojewodą, by znaleźć obu rodzinom możliwie jak najlepsze lokale. Wojewoda zaproponował mieszkańcom Nart kilka mieszkań zamiennych, ale tylko jedno, w Kamionku, spełniło ich oczekiwania. Przeprowadził się do niego syn państwa Głowackich z żoną i dwojgiem dzieci. Reszta, zdaniem rodzin z Nart, nie nadaje się do zamieszkania, albo wymaga ogromnych nakładów finansowych.

- Jeden z budynków, znajdujący się w Małszewie, był co prawda trochę wyremontowany, ale żeby w nim zamieszkać trzeba by włożyć jeszcze jakieś 40 tys. złotych – mówi Władysław Głowacki. Na wyłożenie takiej sumy jego rodziny nie stać.

CIERPIENIE WOŁA O POMSTĘ DO NIEBA

Tymczasem terminy naglą, bo do eksmisji pozostało już bardzo mało czasu, a Agnes Trawny kategorycznie domaga się opuszczenia przez obie rodziny domu w Nartach. Moskalikowie i Głowaccy są zdesperowani. Otwarcie mówią o tym, że ich obecne życie przypomina piekło – niepewność o los swój i bliskich oraz brak jakichkolwiek konkretów dotyczących przyszłości stały się dla nich nie do zniesienia. Mają też dosyć obietnic i czekania na pomyślne rozwiązanie problemu. Dlatego Władysława i Władysław Głowaccy przyszli na czerwcową sesję Rady Gminy, by dowiedzieć się od wójta i radnych, czy w ich oraz sąsiadów sprawie poczyniono jakieś konkretne kroki.

- Chcielibyśmy otrzymać od wójta odpowiedź, bo nie możemy tam już dłużej mieszkać. Czy jest szansa dla nas i państwa Moskalików na otrzymanie mieszkania? – dopytywał Władysław Głowacki. Do próśb dołączyła jego żona.

- Takie cierpienie, jak my mamy, woła o pomstę do nieba – mówiła ze łzami w oczach mieszkanka Nart. - My w tej chwili wegetujemy. Nie wiadomo, co z nami będzie – żaliła się kobieta. Jej zdaniem wójt powinien pomóc obu rodzinom, bo to nie one są winne zaistniałej sytuacji. Przypominała, że w ciągu wielu lat zainwestowała wraz z mężem w dom, który teraz musi opuścić.

- Urządziłam ogródek, wyremontowaliśmy mieszkanie. Wszystko za oszczędności i pożyczki – wyliczała Władysława Głowacka. Teraz, jak mówiła, nic jej się nie chce robić w obejściu, bo ma poczucie, że cały dorobek życia nie należy już do niej.

- Proszę zrozumieć naszą prośbę i bóle. My siedzimy jak na bombie – zwracała się do wójta kobieta. W takiej samej sytuacji są też jej sąsiedzi, państwo Moskalikowie, którzy w domu w Nartach mieszkają jeszcze dłużej. Dziś oboje są już w zaawansowanym wieku i mają poważne problemy ze zdrowiem. Władysława Głowacka porównywała los swój i sąsiadów do powodzian, którym żywioł odebrał wszystko, co mieli. Według niej, położenie mieszkańców Nart jest jeszcze bardziej dramatyczne, bo ich koszmar trwa dłużej, podczas gdy ludzie dotknięci skutkami powodzi otrzymali możliwość zakwaterowania w ciągu kilku tygodni.

- Chyba będziemy musieli sobie jakieś budy przewoźne pokupować i gdzieś na działce mieszkać – żalił się Władysław Głowacki.

WÓJT CHCE CISZY I SPOKOJU

Na dramatyczny apel Głowackich wójt Budny zareagował zaskakująco. Najpierw zganił ich za to, że wywlekają sprawy na forum publicznym. Potem przypomniał, że chociaż gmina ma obowiązek zapewnić im tylko lokale socjalne o powierzchni 30 m2, on mimo to i tak wciąż stara się dla nich o coś lepszego. Dlatego, zdaniem Budnego, Moskalikowie i Głowaccy powinni uzbroić się jeszcze w cierpliwość.

- Trzeba to załatwić w spokoju i ciszy – mówił wójt, przyznając jednocześnie rację, że lokale proponowane przez wojewodę nie do końca spełniały oczekiwane minima. Jego odpowiedź wywołała ostrą reakcję radnych. Szczepan Worobiej zachowanie Budnego określił mianem bezczelności.

Najbardziej zbulwersowało go to, że włodarz chciałby wszystko załatwić „po cichu”. Z kolei przewodnicząca Maria Pyrzanowska zwracała uwagę, że z przeprowadzonych na różnych szczeblach rozmów, o których mówił wójt, nie wyłaniają się żadne konkrety, a czas nagli.

- Wywoływanie poczucia winy z tego powodu, że państwo Głowaccy zjawili się na sesji, jest nie na miejscu – stwierdziła Maria Pyrzanowska. Przypomniała też, że sprawa może dotyczyć nie tylko zainteresowanych rodzin, ale potencjalnie każdego mieszkańca gminy.

W MARTWYM PUNKCIE

Na razie sytuacja utknęła w martwym punkcie i nie zanosi się na pomyślny dla obu rodzin finał. Jak informuje nas Alfred Wenzlawski z biura prasowego wojewody warmińsko-mazurskiego, wciąż aktualne są dotychczasowe propozycje lokali.

Dodaje, że wojewoda jakiś czas temu spotkał się z wójtem Budnym, który zobowiązał się znaleźć dwa mieszkania na terenie swojej gminy.

Ewa Kułakowska, (o)/fot. A. Olszewski