Pozostało mi już tylko poprosić o interwencję panią Jaworowicz ze „Sprawy dla reportera” - bezradnie rozkłada ręce Bożena Baturo, mieszkanka bloku przy ul. Polskiej. Sen z oczu spędza jej zamontowany tuż przy oknie wielki monitor reklamowy. Jego właściciel ignoruje wezwania do usunięcia obiektu wydane przez powiatowy i wojewódzki nadzór budowlany.

Dokuczliwa reklama

OGRANICZONA WIDOCZNOŚĆ

- Natychmiast gdy w moim oknie zobaczyłam to dziadostwo udałam się na skargę do pani burmistrz – mówi zdenerwowana kobieta. Zamontowany trzy miesiące temu na ścianie czteropiętrowego budynku monitor elektroniczny sięga framugi jej okna, przez co ma ograniczoną widoczność. - Nie dość, że światło nie dochodzi, to jeszcze szum z tego urządzenia jest nie do wytrzymania. Żeby przewietrzyć mieszkanie otwieram okno wczesnym świtem, bo o siódmej z monitora lecą już reklamy.

Budynek, w którym mieszka pani Bożena, należy do Wspólnoty Mieszkaniowej. Ona też wydała zgodę na zamontowanie elektronicznej tablicy. Z tym, że posiłkowała się deklaracją inwestora, potwierdzoną pozytywną opinią starostwa powiatowego, że obiekt będzie miał wymiary dwa na trzy metry. W rzeczywistości jest szerszy o blisko metr.

Burmistrz Danuta Górska decyzji Wspólnoty zmienić nie mogła, bo miasto ma w niej tylko dwadzieścia kilka procent udziałów. Powiadomiła jednak o wszystkim nadzór budowlany.

NAKAZ ROZBIÓRKI

Krzysztof Żyłka, Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego potwierdza, że zamontowany na bloku stojącym przy skrzyżowaniu ulic Polskiej i 1 Maja monitor łamie przepisy budowlane. Jego decyzję nakazującą demontaż, podtrzymał dziesięć dni temu wojewódzki inspektor, do którego odwołał się właściciel elektronicznej reklamy. Odrzucona została też jego propozycja przesunięcia monitora na skraj budynku.

- W grę wchodzi tylko usunięcie tablicy z tego miejsca – podkreśla inspektor Żyłka. Czy właściciel podporządkuje się decyzji, trudno powiedzieć. Na nasze pytanie w tej sprawie nie chciał odpowiedzieć. Mimo jednoznacznej opinii kompetentnych instytucji, wciąż może grać na czas. Przysługuje mu bowiem jeszcze odwołanie do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego.

- Narzędzia nadzoru budowlanego nie są zbyt skuteczne jeśli chodzi o czas – potwierdza inspektor Żyłka. Sprawy związane z samowolami budowlanymi ciągną się przez wiele lat. W Szczytnie nie brak i takich, które toczą się od 15 lat i wciąż nie mają finału.

PIENIĄDZE NIE WCHODZĄ W GRĘ

Według nieoficjalnych informacji, za udzieloną zgodę na zamontowanie tablicy elektronicznej Wspólnota Mieszkaniowa otrzymuje co miesiąc od jej właściciela 2,5 tys. zł. Ile z tego ma pani Bożena, najbardziej poszkodowana?

- Wszyscy mnie o to pytają, a ja nie mam ani złotówki i nie chcę mieć - mówi zdesperowana kobieta. Zdradza, że po zamontowaniu tablicy odwiedził ją jej właściciel i chcąc uciszyć zaproponował najpierw 2, a potem 5 tys. zł. Ta nie chciała jednak z nim rozmawiać, twierdząc, że żadne pieniądze nie wchodzą w grę. Bożena Baturo zapowiada, że nie ma zamiaru się poddawać i bezczynnie czekać przez lata, aż właściciel zechce podporządkować się wydanym decyzjom. - Najpierw zaproszę tutaj panią Jaworowicz, aby o tym co się dzieje w Szczytnie poinformowała cały kraj.

(o)/fot. M.J.Plitt