odcinek 213
Od wieków Mazury uważane były za urokliwe, ale biedne strony, gdzieś tam sobie zapomniane w lasach, pomiędzy jeziorami. Może nie do końca jest to najprawdziwsza prawda, bo jeszcze w czasach, gdy stolicą władającą Mazurami był Berlin, zdarzali się tu ludzie przynajmniej dobrze sytuowani, potrafiący z zamieszkania w tym miejscu zrobić źródło pięknych dochodów. Ruiny pałaców do nich niegdyś należących ciągle imponuję i stwarzają sporo kłopotów. Bo kogo teraz stać na ich odbudowę i utrzymanie?
Nie można narzekać. I w dzisiejszych czasach jest w naszych borach i puszczach parę osób, dla których postawienie pałacyku nie byłoby większym problemem, w każdym razie mniejszym niż dla władz miejscowych a nawet centralnych. Zresztą co dla naszych dzielnych władz nie jest problemem?
Ale wracajmy do Mazur i Mieszczna, gdzie pieniędzy naszych, czyli polskich i tak zwanych europejskich, czyli też naszych wydaje się sporo. Tutaj akurat biedy nie ma. Właściwie to należą się podziękowania za tę wielką umiejętność. Nie każdy bowiem potrafi, narzekając na brak pieniędzy, wydać ich tyle i jednocześnie spowodować, że trzeba będzie zaraz szukać kolejnych na naprawienie tego, co spieprzono wydając poprzednie. Co tam, Europa bogata, dopłaci kolejne! Na to natomiast, żeby jakoś rozsądnie samemu pozyskać jakieś środki – trudno się zdobyć. Nawet gdy gdzieś na horyzoncie pojawi się w końcu jakiś przebłysk rozsądku w tym względzie musi znaleźć się ktoś, kto niczym Rejtan padnie na glebę i wrzaśnie - Nie pozwalam!
W dawnych, niesłusznych i słusznie zapomnianych czasach totalitarna władza, w celu ogłupiania światłego społeczeństwa Mieszczna wybudowała ni mniej ni więcej tylko… kino! Tenże przybytek ideologicznego ucisku funkcjonował lepiej lub gorzej przez lata, aż niewidzialna ręka rynkowej gospodarki pokazała mu wielką figę. Nawet najlepsze produkcje wielkiej kinematografii Wielkiego Zaprzyjaźnionego Brata, czy też całkowicie już tym razem słuszne dzieła rodzimej kinematografii i hagiografii nie były w stanie przyciągnąć nawet kilku widzów. Władza samorządowa nie była już tak głupia, szczęśliwie przybytek X muzy już dawno został sprywatyzowany, nie było frajerów, aby do niego dopłacać. W trybie i za pieniądze, którym dziś przygląda się uważnie prokuratura, podejrzany obiekt został sprzedany, a następnie w imię dziejowej sprawiedliwości zniesiony z powierzchni ziemi. Co tam zniesiony, wyrwany z korzeniami niczym chwast ze zdrowej gleby narodowej naszej tradycji! Pozostała po nim w samym środku Mieszczna bardzo atrakcyjna wielka dziura, z której wyłaniają się smętnie jakieś niesłuszne, bo raczej mało staropolskie fundamenty pruskiego dobrobytu.
- I co teraz? – pytają nieliczni już mieszkańcy naszego grodu, którym jeszcze na czymś zależy. Na przykład na jakim takim wyglądzie oszpeconego nędznym płotem centrum miasteczka.
- Wiem i wam powiem! – zakrzyknął nowy właściciel starożytnych pokinowych ruin.
- Oooo… Wie i nam powie!? – zadziwieni rajcy z Ogródków Działkowych pootwierali usta, co jest wyrazem najwyższego zafascynowania.
- Świątynię tu stworzymy, nową i wielką, jakie w kraju całym już od lat powstają niczym grzyby po deszczu a galeriami Mamoniusza Wielkiego je nazywają.
- Hosanna! – rozległo się wokół, bo cóż innego można wznieść na tak wspaniałą wieść – Budujże nam a jak najrychlej!
- Kiedy niemoc mnie ogarnia, urzędnicza jakowaś, okowy starego jeszcze do końca nie popękały! - Jakże to tak? – stropiła się pani Dolińska i na Niusię Robaczek rzuciła okiem – Czyżbyśmy coś jeszcze przeoczyli?
- Nie, niemożliwe! – zdecydowanie zaprzeczyła Niusia – Nawet gdybyśmy sami jeszcze jaki relikt przeszłości gdzieś kurzem przykryty pozostawili, to czujny PIN natychmiast by wszczął i zakończył!
- A jednak… - westchnął Inwestor, powiewając wymiętą kartką papieru – Tu przecież zapisano już wiele lat temu, że miejsce to tak zwanej kulturze ma służyć! A co pod tym mianem się rozumie to lepiej nie warto się domyślać. Brrr! Skóra cierpnie na myśl samą!
Zafrasowali się rajcy, sam ogródkowy Zarząd mózgownicami tęgo obracał na wszystkie strony. No bo jak tu tak przecież z okazji rezygnować i dawną wstydliwą dziś decyzję na widok publiczny wyciągać?
- Mam! Mam! – wrzasnęła Niusia – I Mamoniusz Wielki świątynię piękną mieć będzie, i dawnej naszej decyzji zmieniać nie musimy!
- I ogień z wodą pogodzimy… - mruknął rajca Jagoda, który po raz pierwszy się na tych kartach niniejszym pojawia, ale jak mniemamy nie po raz ostatni.
- Więc jak będzie … - Inwestor żądał konkretów.
- Ano będzie tak… - Niusia po kolei zaginając paluszki wyliczała jak też Galeria Mamoniusza Wielkiego otaczać będzie Podwórko Kultury w jej centrum umieszczone.
- A na podwórku zawsze coś się dzieje, kultura błyszczy, najwięksi naszego kraju z samym Nodaldem na czele nie ukrywają przecież, że tam właśnie ogłady nabierali – uzasadniła krótko, lecz całkowicie przekonywująco.
W umyśle rajcy Jagody zapaliły się wszystkie światełka. Czerwone rzecz jasna, zielone także, a i żółtego też nie zabrakło.
- Jest szansa! To jest to, na co czekałem, tyle lat! – zawył w duchu z radości – Teraz na reszcie wszyscy w Mieszcznie zobaczą kto jest tu naprawdę swój i o nasze sprawy walczy!
Zerwał się z krzesła, marynarkę, z żalem, bo w końcu Pierre Cardin to nie w kij dmuchał, z grzbietu zerwał i na podłogę rzucił pod nogi Pani Dolińskiej, niby dawni pułkownicy buławy przed Radziwiłła.
- Nie pozwalam! Nie zgadzam się w imieniu ludu Mieszczna kultury pozbawianego!
- Phi! Też kulturysta się znalazł – parsknęła Niusia.
- Chleba naszym kupcom i rzemieślnikom odebrać nie pozwolę. Mamoniusza Wielkiego do Mieszczna wpuszczać nie wolno! Nie przejdzie!
Gwar się rozniósł pomiędzy rajcami, którzy wielką wizją galerii zauroczeni, nagle na ziemię z obłoków opadli. Jagoda natomiast w rozchełstanej koszuli wdarł się na mównicę i publicznie zaprzysiągł, że prędzej padnie na rogatkach niż Mamoniusza z galerią do Mieszczna wpuści. W powstałym bałaganie jedynie pani Dolińska zachowała spokój. Nie takie numery już widziała, wszak do wyborów do Zarządu działkowych ogródków jeszcze tylko rok został…
Marek Długosz