odcinek 234
Tak to już na tym najlepszym ze światów bywa, że rzadko kiedy prawdziwa cnota jest wynagradzana. Stare przysłowie „siedź cicho w kącie a znajdą cię” już od dawna nie ma zastosowania. Napracuje się człowiek, narobi, użera się z matołami, którzy nie rozumieją jego niezwykłych wysiłków podejmowanych dla ich dobra, i co ma biedak z tego? Nic poza zgryzotami, a w perspektywie wrzodami żołądka i innymi przyjemnościami refundowanymi obficie przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Pół biedy jeszcze, gdy gromy walące się na niewinną głowę trafiają we właściwe miejsce. Najgorzej, gdy oburzenie durnego elektoratu rozpuszczonego szalejącą demokracją, trafia w osobę całkowicie niewinną! Tylko siadać i płakać! Prawdziwi mężczyźni nie płaczą, a niewątpliwie szef robót nadziemno – nurkowych w Mieszcznie Kierownik Kierownica (nie jego to przecież wina, że już nazwisko zasłużonego rodu predysponuje do zajmowania właściwych stanowisk) prawdziwym mężczyzną niewątpliwie jest. Co innego jednak wypłakiwanie się w rękaw, a co innego rzeczowa, merytoryczna rozmowa z właściwą i kompetentną władzą, jaką bez wątpienia jest pani Dolińska i jej współpracownicy.
W Zarządzie Ogródków Działkowych atmosfera zaś panowała świąteczna, chociaż do Świąt zostało jeszcze trochę czasu. Uzasadnionym pretekstem do radosnych obchodów było odzyskanie po wielu latach całości powierzchni zabytkowego budynku Zarządu, który w końcu opuścił sołtys Boryński razem ze swoimi urzędnikami.
- Nareszcie można odetchnąć pełną piersią… - Niusia Robaczek szeroko rozpostarła ramiona i tęsknie spojrzała w poczerniałe od starości belki sufitu.
- I pogadać już sobie można swobodnie… – dodał Kowalski, którego stosunek do Boryńskiego można było spokojnie określić mianem „szorstkiej przyjaźni”.
- Jakoś się chyba tym wszystkim po przyjacielsku podzielimy, no nie? – zaakcentował swą obecność Jurek Toczek, który liczył, że i jego urzędnikom może nieco powiększy się powierzchnia biurowa – W końcu też jesteśmy tutaj potrzebni i bez nas, ciężko wykonujących swoje codzienne i niedoceniane obowiązki, Mieszczno i jego ogródki wiele by straciły.
Jedynie pani Dolińska – wprawdzie wyraźnie zadowolona – nie wykazywała widocznych objawów właściwego nowej sytuacji entuzjazmu.
- Liczę i liczę, i nie wiem skąd weźmiemy pieniądze na remont… Oglądałam to, co Boryński zostawił i nie da się tam pracować…
- Chlew! – podsumował Kowalski – Tylko nie ma w tym nic dziwnego, już dawno było wiadomo, że się wyniosą…
Długo by jeszcze mogli narzekać, gdyby cichutko do gabinetu nie wślizgnął się Kierownica, kłaniając się głęboko od progu.
- Cóż to szanownego pana sprowadza? – zimno powitał go Kowalski udając, że nie dostrzega wyciągniętej ręki.
Niespodziewany gość przysiadł na brzegu krzesła i znając miękkie serce pani Dolińskiej spojrzał na nią wzrokiem zranionej łani. – Już chyba tylko w tym gabinecie może człowiek czuć się właściwie doceniony… Zresztą przecież wszystko co robię to nasz wspólny interes, a historia naszego grodu nie zna ludzi równie zaangażowanych jak tu obecni – powiało mocno kadzidłem.
- Dobra, o co chodzi? Skrzywdził ktoś pana…? – Toczek był zawsze konkretny.
- Może i nie skrzywdził, ale ci malkontenci, analfabeci techniczni, pseudoautorytety medialne, że nie powiem wykształciuchy…
- O co chodzi, panie Kierownica, co tak pana boli? - pochyliła się z troską pani Dolińska.
- Nikt mi… to jest chciałem powiedzieć nam… no nawet dziękuję nie powiedział za taką pracę, za taki wysiłek… - rozdygotanymi rękami potargał przerzedzoną czuprynę.
Niusia Robaczek jako kobieta wrażliwa, ciepło pogłaskała Kierownicę po policzku – Nie ma się czym przejmować, tak to już bywa…
- A ile ludzkich istnień udało się nam uratować! – podkreślał swoje zasługi niedoceniony kierownik – Powolutku wszyscy po naszych ulicach teraz jeżdżą, bezpiecznie…
- Najlepiej jakby w ogóle nie jeździli, tylko stali w korkach na okrągło to byłoby już zupełnie bezpiecznie – mruknął Kowalski, ale niezbyt głośno.
- Ma pan prawie rację - zgodził się Toczek.
- Jaka ulga! – odetchnął Kierownica – Są jeszcze ludzie, którzy prawdziwą cnotę potrafią docenić!
- Prawie czyni istotną różnicę… - znów zamruczał Kowalski, czego Kierownica nie dosłyszał i dokładał kolejną cegiełkę do ściany niewątpliwej chwały.
- A w jakim tempie to się mi… nam udało zrobić! Nawet się nie chwalę, że przed terminem!
- Szkoda, że nie na 22 lipca! – Kowalski już nie wytrzymał i parsknął śmiechem, któremu towarzyszył dyskretny chichot pani Dolińskiej. Jedynie Toczek zachował kamienną twarz i z całą powagą podniósł się z fotela i oburącz uścisnął prawicę kierownika.
- Gratuluję, to był kawał, że tak powiem, dobrej roboty! Będziemy o tym pamiętać bardzo długo, a szczególnie wdzięczni mieszkańcy! Jeszcze raz panu dziękuję!
Wzruszony Kierownica po kolei ściskał dłonie i całował delikatne rączki ścisłego kierownictwa mieszczneńskich ogródków działkowych. W pełni usatysfakcjonowany opuścił gabinet, kłaniając się jeszcze na wszelki wypadek w sekretariacie. Szczęśliwie gruba, dźwiękochłonna wykładzina nie pozwoliła, aby dotarł do niego spontaniczny wybuch śmiechu.
Marek Długosz