odcinek 239
Posługiwanie się tak zwanymi „elektronicznymi narzędziami wsparcia” jest już w naszej biurokracji codziennym banałem. To, co niegdyś załatwiano przy pomocy ołówka i kartki lub marginesu gazety, zapisuje się obecnie na tak zwanych nośnikach i pozostawia na wieczne przechowanie, aby potomni mieli okazję dziwować się czym polska administracja państwowa i samorządowa zawracała głowę sobie i elektoratowi na początku XXI wieku. Dawno, dawno temu do tych celów służyły przede wszystkim śmietniki. Tak, tak, właśnie ze śmietników odczytujemy obecnie czym się zajmowali nasi przodkowie setki i tysiące lat temu. Takim śmietnikiem XXI wieku będą teraz komputerowe dyski. Spróbujmy więc wyobrazić sobie archeologa, który w 3010 roku odnalazł gdzieś zapodziany twardy dysk komputera zainstalowanego niegdyś w biurze Zarządu Ogródków Działkowych w Mieszcznie.
Delikatnie rozpakowany, zabezpieczony przed uszkodzeniem twardy dysk o wielkości jaka obecnie wystarcza do zapisania całych dziejów ludzkiej cywilizacji od jej początków do końca XXI wieku, zawisł w przestrzeni antygrawitacyjnej pracowni archeologii starożytnej Katedry Badań Podstawowych Problemów Historii Uniwersytetu Juranda w Mieszcznie. Podprogowe czytniki przestrzenne z trudem dostosowały się do prehistorycznego systemu zerojedynkowego, lecz po obfitym naoliwieniu powoli rozprzestrzenił się obłok informacji zawartych na tym papirusie XXI wieku.
- O co tu idzie? – profesor Padany obracał wirtualną wiązkę światła, starając się odczytać z lekka rozmyty tekst.
- Wyraźnie mamy do czynienia z kodem… Tak, to jakiś kod wykorzystywany w administracji! Ktoś musiał się obawiać, że informacje dostaną się w niepożądane ręce! – docent Maciejko delikatnie rozpraszał obłok miękką falą nieagresywnych proneutronów.
- Gdzie tam! – skrzywiła się magister Kuciak, młoda, lecz niezwykle pewna siebie asystentka profesora – Moim zdaniem to zwyczajny cennik, tylko jeszcze nie wiem czego. Układ informacji jednoznacznie na to wskazuje!
Spór naukowców trwał jeszcze bardzo długo i nie doprowadził do skonkretyzowania wniosków, wobec czego powołano trzy zespoły ad hoc. Miały one w możliwie najkrótszym terminie przedstawić tezy główne i robocze dla zespołów badawczych mających się zająć tym niezwykle istotnym dla nauki problemem.
Szczęśliwie my żyjemy w Mieszcznie XXI wieku i zrozumienie sensu notatek sporządzonych przez Kowalskiego w trakcie narady u pani Dolińskiej i jej najbliższych współpracowników nie powinno sprawić nam najmniejszych kłopotów.
Strona tekstu w programie Microsoft Word podzielona została na cztery kolumny. Nagłówek pierwszej był lakoniczny: „MY”. Drugą kolumnę zatytułowano „CHRUŚCIEL I LESNIEWSKI”, trzecią „DYREKTOR & Co” a czwartą otwarcie „FRAJERZY”.
- Czy ktoś jeszcze ma szanse? – pani Dolińska uważnie spoglądała w sufit – Nie będzie żadnych niespodzianek?
- Gdzie tam! – roześmiał się Kowalski – Partia Zielonych Osiołków poszła na zieloną trawkę, a inni może by chcieli, tyle że tu trzeba kasy! I to sporo kasy!
- A Maciejko i Krótki? Nie mają ochoty jeszcze raz spróbować? – zaniepokoiła się pani Dolińska, a Niusia Robaczek niespodziewanie spiekła raka niczym pensjonarka przyłapana na zaglądaniu w podwórko męskiego gimnazjum.
- A po co im to? – zdziwił się Kowalski – Stać ich na lepsze rozrywki… - Niusia dokładnie szukała pod stołem nagle tam zagubionej chusteczki.
- No dobrze, więc na czym stoimy na dzień dzisiejszy?
Kowalski pod hasłem Chruściel i Leśniewski zanotował: ściana do wspinaczki skałkowej, basen z przeciwfalą, wyciąg narciarski i tor wrotkowy całoroczny.
- Sporo tego… - zaniepokoiła się Niusia – ostro idzie! Obiecać aż tyle! Ja bym się bała!
- Spoko, monotematyczny jest… To na ograniczony target! Najwyżej 20 procent elektoratu, a reszta ma to… - pstryknął palcami.
- A co na to Leśniewski? Co on dołoży? – zaniepokoiła się pani Dolińska.
Kowalski i Niusia spojrzeli na siebie i parsknęli śmiechem. – Niewiele, niewiele… Żeby Leśniewski wiedział… - zakrył usta Kowalski - On już tam nie ma nic do gadania, finto! – zgodziła się Niusia – Wykolegowany! – zapisał Kowalski.
- A Dyrektor? Jeszcze nic od niego nie słychać, co on może szykować? – pani Dolińska skubała czubek nosa.
- Chyba na razie nic… Chociaż może… - Kowalski wyraźnie nie wiedział czym może zaskoczyć stary i dobrze znany przeciwnik.
- A ja myślę, że zagra jak zawsze, że lepiej to już było jak on był i lepiej będzie jak on będzie, czyli bez konkretów, tak! – Niusia stanowczo skinęła głową.
- Zapisz „jajakobyły” – poleciła pani Dolińska.
- Co? – zdziwił się Kowalski.
- Dokładnie to co ci mówię. A co z frajerami?
- Którymi? Z LSD czy z SIP – u?
- A jest jakaś różnica? – zdziwiła się Niusia.
- Na dziś żadnej, zapisz „wylot”! – poleciła pani Dolińska.
Kowalski zawahał się – Ja bym tam jeszcze z wylotem się nie spieszył…, ale najwyżej się poprawi. A co u nas? Obiecujemy już coś, jakieś cuda, czy jeszcze czekamy?
- Ja nie muszę obiecywać, mam już konkrety! – pochwaliła się pani Dolińska
- Oooo… - zdziwiła się Niusia – Naprawdę? Co?
- Załatwiłam staruszkom autokar na wycieczkę i obiecałam jeszcze raz!
- Naprawdę?! Super! Piszę: „Seniorzy” – ucieszył się Kowalski i wklepał w dysk komputera.
Zespoły badawcze z XXXI wieku czeka naprawdę ciężka praca!
Marek Długosz