odcinek 242
Mieszczno – mała mazurska metropolia, z jedynym i znanym na świecie od lat nieczynnym podziemnym dworcem kolejowym i nie mniej słynnym ogrodem zoologicznym z amerykańską placówką naukową do badań egzotycznych zwierzaczków, nareszcie stało się słynne z zupełnie innego powodu. W najważniejszej mieszczneńskiej instytucji, czyli w tamtejszym Zarządzie Ogródków Działkowych radość panowała niesłychana, ale i pewien frasunek takoż na obliczach dostojnych dostojników gościł. Otóż w corocznych wolnych, pośrednich i jawnych jak najbardziej wyborach Mieszczno uznane zostało za najbardziej zielone ze wszystkich zielonych miast w całej wielkiej Rzeczpospolitej, osiemnastej światowej potędze gospodarczej! Wprawdzie, jak najstarsi górale pamiętają, jednoprzymiotnikowa i nienumerowana czasowo Rzeczpospolita była tak ze trzydzieści parę lat temu nawet pewnym kandydatem na dziesiątą potęgę światową, ale to rzecz jasna tylko wymysł tamto czesnej propagandy sukcesu na usługach wiadomych sił. Zielenią nikt się wtedy specjalnie nie przejmował, bo zwyczajnie była, a potęgę liczono ilością dymiących kominów i hektolitrami ścieków cywilizujących zacofane i pozbawione możliwości przemysłowego rozwoju wody rzek i jezior. A tu taka niespodzianka! Wzruszona pani Dolińska od rana odbierała zasłużone gratulacje napływające z całego świata.
- Pan wojewoda na linii – informowała sekretarka.
- Nie widzisz, że rozmawiam z panią kanclerz, niech poczeka! Przepraszam Angela, to nie do ciebie, ciągle człowiekowi głowę zawracają!
- …
- Tak, staram się jak mogę, jeszcze parę lat i… Dziękuję, ty też! W tej nowej fryzurze ubyło ci z dziesięć lat! Czekam! Pa!
- Pan premier i pan Wójcik czekają na połączenie! – znów anonsowała sekretarka.
- Na co czekasz, łącz!
- Ale kogo?
- Jasne, że Wójcika! Jak możesz nawet pomyśleć inaczej?!
Na wszelki wypadek, bo to dzisiaj nigdy nic nie wiadomo pani Dolińska wstała z fotela i z szacunkiem pochyliła głowę.
- Witam jak najserdeczniej… Dziękuję za pamięć! W imieniu całych ogródków…
- Tak, tak… nie spoczniemy, idziemy, że tak powiem, za ciosem! Tylko te środki…
Z niejaką obawą odsunęła słuchawkę od ucha i spoglądała na urządzenie z wyraźnym szacunkiem.
- Nie, to się już nie powtórzy, to taki głupi wybryk zdegenerowanych ofiar nałogu! – pani Dolińska pobladła - Absolutnie jednostkowe przypadki, damy sobie z tym radę! – zacisnęła pięści, bo przez tak nieodpowiedzialną krytykę papierosowej prohibicji jej wielkie plany mogły oddalić się w niebyt. Na szczęście Wójcik był dziś łaskawy.
- Naprawdę?! To możliwe? Dziękuję … Będziemy pamiętać komu to zawdzięczamy!
Z ulgą zakończyła połączenie, bo gratulacje i obietnice swoją drogą, ale z Wójcikiem nigdy nic nie wiadomo!
- Zbierz cały zarząd za godzinę – poleciła sekretarce – a Kowalskiego i Niusię Robaczek już zaraz!
- Podobno dzwoniła pani kanclerz? – z przejęcia Kowalski dostał wypieków.
- Takie tam pogaduchy… - skrzywiła się pani Dolińska – Najważniejsze, że dzwonił Wójcik! – Niemożliwe?! Sam Wójcik? – Niusia Robaczek radośnie zatrzepotała rzęsami – I co? I co?
- Po pierwsze jak jeszcze raz zobaczę kogoś z papierosem w zębach to … - wskazała wzrokiem kciuk skierowany ku podłodze. – Bez wyjątku!
- Po drugie… – tu zawiesiła głos dla większego efektu – Mamy zielone światło dla zieleni! Będziemy mogli w końcu załatwić te glony i sinice! Jeziorka będą jak łza!
- Jak? Przecież to diabelstwo, brr … rozmnaża się lepiej niż króliki a woda u nas płytka, ciepła latem, stojąca… - Niusia nie bardzo wierzyła w sukces przedsięwzięcia.
- Wytrujemy! - pani Dolińska zdecydowanie walnęła pięścią w stół.
- Jeszcze więcej trucizny… - skrzywił się Kowalski, który jako były hydraulik wolał jednak rozwiązania mechaniczne.
- Jakie wytrujemy?! Zwyczajnie wprowadzi się do wody odpowiednią dawkę hydrolizującej nieorganicznej soli glinu i żelaza, czyli po prostu
polihydroksychlorosiarczanu glinowego! – tryumfalnie zakomunikowała pani Dolińska.
- Poli czego? – Niusia zmarszczyła nos, gdyż czuła jest na wątpliwej urody zapachy.
- Ojej, jakby ci to wytłumaczyć … o! Wyobraź sobie nAl(OH)1,5Cl1,5 n(SO4)0,2! Proste?
- Właściwie taaak…
- A ile tego trzeba? – zaciekawił się Kowalski.
- Ile, ile! Ciągle masz jakieś wątpliwości! Zwyczajnie wsypie się tyle na ile dostaniemy środków! Już tam u góry dobrze wiedzą!
- Tylko ja bym proponowała, aby zamówić jeśli można właściwy kolor – wtrąciła przytomnie Niusia.
- Czego kolor?
- No tego polihydroksychlorosiarczanu tfu, glinowego – Niusia pamięć ma doskonałą, jak na swój wiek, rzecz jasna – Najlepiej jakby był błękitny! Na pocztówkach będzie wtedy dobrze widać efekt!
Marek Długosz