Odcinek 46

Historyczne posiedzenie owalnego stołu w Mieszcznie nie jest komentowane na wiele sposobów. Najlepiej więc chyba atmosferę tego niewątpliwie epokowego wydarzenia oddaje treść zawarta w dokumentach, które znalazły się na biurku Całkiem Bardzo Ważnej (CBW) instytucji. Można mieć oczywiście pewne zastrzeżenia co do wartości literackiej czy artystycznej tych niewątpliwie oryginalnych dzieł, niemniej bijący wprost w oczy entuzjazm i zaangażowanie, z jakim zostały wytworzone sprawiają, iż nie powinny zostać zapomniane i skazane na utknięcie w kolejnych teczkach i segregatorach. Jak bowiem uczą doświadczenia historyczne, ich ujawnienie po wielu, wielu latach może być przysłowiową musztardą po obiedzie.

Już same inwokacje wskazują na znaczne różnice w ocenie tego, co zdarzyło się pięknego wiosennego dnia w sennym wydawałoby się mazurskim miasteczku.

- Informuję CBW, że... - to była klasyka pióra doświadczonego autora dzieł skierowanych do wybranych czytelników. Żadne tajemnice i niuanse urzędniczo-politycznego warsztatu nie są mu widocznie obce. Można tu spodziewać się rzetelności ocen, braku zbędnych ozdobników, ale też i pominięcia tego, co w ocenie autora mogło być mało ważne lecz w kontekście innych utworów stanowić ważny kontrapunkt w rozwoju ich dalszej akcji.

Kolejny esej zaczynał się od prostego - Jak się dowiedziałem. Widać tu pewien brak twórczego doświadczenia i podświadome przesunięcie własnej postaci na margines akcji. Autor, sam pozostając w cieniu, może zdecydowanie wyolbrzymiać rolę pozostałych dramatis personae, co pewnie zaważy na obiektywizmie oceny przebiegu opisywanych zdarzeń.

Niewątpliwie ciekawy ciąg zdarzeń zapowiada sformułowanie - Uprzejmie acz z obrzydzeniem donoszę... Z troską pochylił się nad dziełem zespół doświadczonych fachowców. - Bezczelny młodzian, oni wszyscy teraz tacy - skrzywił się doświadczony krytyk, który w swej długoletniej karierze widział już niejedno, lecz z tak otwartym wyrażeniem stanu ducha autora zetknął się po raz pierwszy.

- Ja to widzę inaczej - zafrasował się inny - jako raczej przejaw dobrej wiary w skuteczność oddziaływania utworu na przebieg wydarzeń. Widzę przed autorem szerokie perspektywy.

- Hola! Hola! - zaperzył się trzeci, młody i lekko pryszczaty. - Widzę tu istotne zagrożenie wynikające z lekceważenia naszej instytucji. Styl raczej jakiejś gejowsko-liberalno-pacyfistycznej gazetki! Nie możemy sobie pozwolić na tolerowanie takich tfu, dzieł!

Zostawmy w tym momencie zawzięcie dyskutujących krytyków i w skrócie spróbujmy zapoznać ze zróżnicowanymi jak już na wstępie widać, ocenami tak ważnych dla Mieszczna zdarzeń wyrażonymi piórem samych uczestników obrad.

- Według tego co mówił Chruściel, to chce on jak najszybciej dogadać się z Młodym. Koniecznie, żeby wyprzedzić Dyrektora, bo z niego sobie podśmieszki robił, niby że taki zasłużony i uczciwy, co każdy już dawno wie. Tego się chyba boi Bańka, bo jak mówił Chruściel i chwalił jak mógł Młodego, to Bańka za jego plecami robił miny. Dyrektor dał wtedy Młodemu jakąś karteczkę, co ją ten przeczytał i zaraz odpisał. Jak Dyrektor czytał, to mu zaglądała pani Stasia, ale jej nie pokazał. Jak Chruściel powiedział, że najważniejsza jest teraz przyszłość i żeby ją w Mieszcznie razem budować i wspólnie nawet, to wszyscy prawie klaskali tylko nie Długal i Młody trochę. A pani Stasia też pod stołem.

Po zwięzłych opisach pozostałych wystąpień autor zakończył własną oceną - Co do dalszego obradowania w tych sprawach, to w Mieszcznie może być różnie, ale lepiej nie będzie, bo każdy ciągnie w swoją stronę. Nawet jak się wszyscy zgodzili, żeby najlepszy wygrał, a z resztą się dogadał, to Długal od razu zapytał, a co z plantacją buraczków pastewnych nad jeziorem i znów wszyscy się pokłócili, bo Dyrektor chciał to odłożyć na jesień po zbiorach. Widać, że nie odpuści, a inni też.

Możliwość budowy koalicji, która skutecznie może władać Mieszcznem była również przedmiotem ocen drugiego z autorów.

- Nie widzę takiej możliwości - pisał krótko. - Nie mogą na siebie patrzeć, ale każdy może dogadać się z każdym jak i przed tymi wyborami, ale to wszystko może się zawsze zmienić. Każdy, czyli Długal, Dyrektor, Wałach, Styczeń czy Wójcik mówili o współpracy, ale bez żadnych konkretów. Przed wyborami będą wyciągać sobie nawzajem wszystkie możliwe brudy i to może się przydać. Z kampanii wyborczej będzie można napisać parę kryminałów, nawet historycznych. Ale nie tylko. Wszyscy boją się Młodego, bo nikt nie wie z czym wyskoczy, a ma dobre podparcie i przełożenie. Poza tym chyba nie mają na niego haków, a tak każdy ma coś na każdego.

Zdecydowanie ciekawsza literacko była kolejna prezentacja - Jak każde dziecko wie, szmal zasłania oczy ludziom nawet najwyższym nie tylko wzrostem. Elektorat olewa wszystko i daje sobie wcisnąć każdy głodny kawałek. Pięknie więc wciskali takie kawałki wszyscy wszystkim, ale najpiękniej wciskał Styczeń kawałki tortu. Dla równowagi wszyscy rwali też już co mogli. Łakomym kąskiem było dorwanie się do Młodego, więc kto mógł, to rwał się do nowego źródełka. Z rozpędu nawet pani Stasia dorwała się do Długala i tortu z jego talerzyka, co może skończyć się w sądzie. Po cichu przy stole najważniejsze było dogadanie co kto komu odpali jak wygra. Szkoda czasu i taśmy na słuchanie. Od lat to samo, tylko ceny się zmieniają, a podobno inflacji nie ma. Inflacja przyzwoitości jest na pewno, dlatego kabluję, ale w formie czysto literackiej, z zastrzeżeniem praw autorskich. Żeby jednak zakończyć optymistycznie - po zakończeniu spotkania większość panów udała się na nieoficjalną wódkę, nawet Dyrektor. Dalej nic nie pamiętam.

Pozostając w konwencji prezentowanego powyżej gatunku literackiego należy dodać, iż efekty spotkania nie spotkały się z zainteresowaniem mieszkańców Mieszczna.

Marek Długosz

Wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe.

2006.04.05