Odcinek 29
Starą dobrą tradycja Mieszczna jest od lat świąteczne dekorowanie głównych ulic setkami kolorowych lampek, choinek i innych ozdób. Niewiele to ma wprawdzie wspólnego z dobrym smakiem, lecz cieszy się powszechną akceptacją. Ba, znaczna część szczęśliwych mieszkańców tego miasteczka jest dumna z takiej dekoracji i z przyjemnością spaceruje po rzęsiście i kolorowo oświetlonych ulicach. Niektórzy mieszkańcy sami przyłączają się do tej swiątecznej zabawy i w miarę gustu oraz zasobności kieszeni też przystrajają swoje domy lub przynajmniej okna i balkony. Mało kto jednak zdaje sobie sprawę, jakie trudności należy pokonać, aby na początku grudnia Mieszczno na miesiąc przestało być szare i smutne. Dlatego spotkanie w sprawie ustalenia koncepcji i szczegółów świątecznej dekoracji zapowiadało się wyjątkowo burzliwie.
- Witam państwa, a szczególnie naszych szanownych gości, którzy zechcieli przyjąć zaproszenie na nasze dzisiejsze spotkanie - zaczął Długal i skłonił się w kierunku foteli zajmowanych przez potentatów miejscowego biznesu w osobach Włodka Maciejki, Henia Krótkiego i świecącego wypolerowaną łysiną Leśniewskiego.
- Ja w kwestii formalnej - podniósł rękę Mecenas reprezentujący Chruściela przebywającego w kolejnej niezwykle ważnej zagranicznej podróży - ale muszę zauważyć, iż środki przewidziane w budżecie na promowanie naszego grodu zostały już wykorzystane.
Lekko zmieszany Długal pochylił się konfidencjonalnie: - Nikt chyba w tym gronie nie ma wątpliwości, iż zostały - zgodnie zresztą z intencjami szanownego pana Chruściela - wykorzystane na niezwykle ważny temat, jakim jest budowa Pomnika Upamiętniającego!
- Nie przeczę, nie przeczę... - Mecenas uśmiechnął się złośliwie - ale jakby nie patrzeć w kasie mamy pustki.
- A ja zawsze mówiłem, że z tym pomnikiem to jeszcze... - zaczął Rysiu Bańka, cudem reanimowany po spirytusowej egzekucji.
- Pan nie ma moralnego prawa zabierania głosu w tej sprawie! - zaprotestowała energicznie pani Zofia, a gustowny najmodniejszy w tym sezonie berecik zsunął się jej wojowniczo na bakier. - To przez takich jak pan wspaniała idea Godnego Upamiętnienia jest niszczona przez wszelkiej maści tfu... liberałów.
- My oczywiście popieramy wszelkie inicjatywy, lampki, pomniki i sale gimnastyczne! Zawsze jednak pamiętajcie, że jesteśmy tą zdrową, twardą siłą i jakby co...! - drobna figurka Mikołaja Stycznia wyprężyła się w fotelu, a firmowy krawat w osiołki wydął się niczym bojowa chorągiew!
- Przypominam tylko, że mamy rozmawiać o świątecznej dekoracji naszych ulic - Długal usiłował spacyfikować sytuację.
- Nie zgodzimy się na żadne moralnie wątpliwe akcenty! Żadnych tam esów floresów czy innych tfu... gwiazdek! To nasz warunek początkowy! - pani Zofia odruchowo poprawiła kultowe nakrycie głowy.
- Uważam, że należy przystroić nie tylko ulicę Główną, ale i także kilka bocznych. Każdemu się coś należy, wszyscy płacimy podatki. Proszę to zaprotokółować - zaproponował bez przekonania Bańka.
Mecenas z politowaniem pokiwał głową. - Przejdźmy jednak do konkretów. Na początek ile i skąd wziąć na to forsy? - tu delikatnie spojrzał w kierunku foteli zajmowanych przez reprezentantów biznesu. Kamienny spokój malujący się na twarzach bezwzględnych kapitalistów nie nastrajał jednak optymizmem.
- A jakby tak apel do mieszkańców o dobrowolne datki? - zaproponował Dyrektor, siedzący do tej pory cicho, jak na koncesjonowaną opozycję przystało.
- Oczywiście, jak tylko szanowny pan pierwszy podpisze się pod takim apelem - Długal zręcznie ominął zastawioną przez Dyrektora pułapkę.
- No to jak, będzie w końcu ta dekoracja, czy nie? - zniecierpliwił się Bańka.
- Aha, taka jak legendarna fontanna na jeziorze! - mruknął Dyrektor - Czekaj tatka latka!
- Żądam, żeby uwzględniono w dekoracjach nasze firmowe barwy! Bo jak nie... - nie dopowiedział Styczeń.
- Osiołków mu się zachciewa - parsknął Mecenas - a może słoniki?!
- Albo będą osiołki, albo my się na nic nie zgadzamy! - upierał się Styczeń.
- Zgadzać to się będziecie mogli, jak mi pan powie, skąd wziąć na to pieniądze! - zdenerwował się Długal.
- Czy wyjątkowo możemy liczyć na panów wsparcie? - przejął inicjatywę Mecenas i zwrócił się już bezpośrednio do Włodka Maciejki i jego kolegów.
Maciejko smętnie spojrzał na prawie pustą szklankę: - Czy mogę prosić o pół szklanki gorącej herbaty?
Prośba została zrealizowana błyskawicznie. Maciejko wyjął z kieszeni lśniącą piersiówkę, dopełnił szklankę i głośno siorbnął słynnego grogu starych murarzy.
- A co my z tego będziemy mieli? - tu spojrzał na Leśniewskiego i Henia Krótkiego, którzy zgodnie przytaknęli.
- Wdzięczność naszego społeczeństwa - wyrwał się pani Dolińskiej slogan pilnie ćwiczony na licznych kursach i konferencjach.
- A tak poważnie? - Leśniewski zaprezentował w uśmiechu klawiaturę lśniącego uzębienia.
Jak zawsze pierwszy zareagował Mecenas ze swoją urzędniczą rutyną: - Mam nadzieję, że wszyscy z szanownych tu zebranych mieli możliwość wypowiedzenia już swoich opinii? To wobec tego proponuję już nie zabierać państwu jakże cennego czasu. My z panem Długalem przejdziemy z przedstawicielami biznesu do omówienia szczegółów technicznych, a o wynikach poinformujemy państwa w stosownym czasie.
Marek Długosz
Wszelkie podobieństwo osób i miejsc do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe.
2005.11.30