Odcinek 14

Nareszcie! Doczekało się Mieszczno swojego wielkiego dnia. Już nie tylko Londyn, Nowy Jork, czy nawet prowincjonalna Warszawa. Także i małe mazurskie miasteczko mogło stać się celem ataku terrorystów. Nieważne jakich, ale zawsze! W końcu wszelkie służby w sile dwóch radiowozów, fachowcy przeszkoleni na korespondencyjnych kursach rozbrajania bomb czy rozpoznawania terrorystów po zapachu, czyli odorologicznie - wszyscy mogli wykazać się mobilnością, sprawnością i rzecz jasna graniczącą z zuchwałością odwagą!

Bomba jak zawsze znalazła się w śmietniku, wokół którego normalnie krążyły miliony wypasionych much, a ich donośne bzyczenie zagłuszało wszystko w promieniu kilku metrów. I jak tu nie mówić o szczęściu i szczególnej opiece otaczającej Mieszczno ze strony sił najwyższych. Akurat jak zwykle na Mazurach lało i muchy rozsądnie były się ukryły w pobliskich sklepach, straganach i innych przybytkach kapitalistycznego rozpasania.

Biznesmen indywidualny, czyli Franciszek Baczko prowadzący interesy w niezwykle istotnym dziale recyklingu odpadów jak zawsze w dzień targowy nie pozwalał sobie na odpoczynek.

- Bo ja już taki zawsze byłem - zwierzał się bohater dziennikarzowi śledczemu miejscowego tabloidu - pierwszy do roboty, ostatni do koryta! Nawet jak po największych bankietach w ekskluzywnym towarzystwie na ławeczkach nad jeziorem, rano łeb mi buzuje, a na marny browar pół grosza nie mam - nie odpuszczam! Wtorek i piątek dzień święty. Po kolei każdy pojemnik na rynku penetruję, dokładnie, że nie powiem naukowo! Bo tylko tak można do czegoś dojść, a nie jak te młodziaki. Byle szybciej, byle coś załapać i po browarze! O nie, nie ze mną te numery. I tak było w ten piątek. Najpierw to jeszcze z samego rana znalazłem nawet paczuszkę "alca primu". To już było coś, chociaż, panie redaktorze, to osobiście wolę "alca seltzer" - ciszej syczy. No i już wyluzowany patrzę, a tu w kontenerku takie ekstra pudełka po bananach! Deszcz popadywał, no to szybko, bo nie mogę znieść jak się takie dobro narodowe marnuje! Wybieram sobie spokojnie, ruch mały, nikt nie przeszkadza i nagle jak mnie coś tak tknie w ucho! Najpierw to pomyślałem, że może komuś sikor spadł z ręki przy wyrzucaniu kartonów. Ale nie, myślę. Kto ma teraz tykające sikory, chyba tylko Kluczyki albo inni co ich w telewizji poniewierają. Porządny człowiek to ma normalny, na bateryjkę, a u nas w Mieszcznie naród porządny i do telewizji rzadko trafia. No to mnie się nogi zmiękły, bo w wojsku to nie byłem, ale telewizję oglądam i na bombach się znam. Jak tu zaraz coś za przeproszeniem pana redaktora odpieprzy, to wszystkie stragany w wozduch nasz mazurski polecą jak w jakimś Iraku albo innej Czeczenii! Oglądam się - a tu jak na złość pusto. Ani patrolu policji mojej ukochanej, co jeszcze na wiosnę jeden drugiemu po piętach deptał, ani misiów z żółtego okienka, no wiesz pan tych od mandatów ze straży nie pożarnej.

- A nie lubię ich cholera, masz pan rację, browaru na ławce wypić nie pozwalają, jakby tak park albo jezioro ich prywatne było! Odpowiedzialny jestem człowiek - kontynuuje nasz bohater - bomby samej nie zostawię, ale władzę jakoś zawiadomić trzeba, tylko skąd ją wziąć? Wszyscy wiedzą, że obok chłopaki fajkami z Rosji tanimi handlują i władza ich z daleka omija. Znają mnie chłopaki, zaufanie nawet mają bo jakby co to tych parę kartonów na siebie biorę, że niby moje na przechowanie im dałem. No i teraz pomogli! Łączność mają z mundurowymi jak drut! Już za parę minut byli. Ba, nie tylko mundurowi! Sam pan Długal przyjechał i pani Dolińska i jeszcze kupa innych. Odważną mamy władzę, że ho ho! Pan Długal to nawet rękę mi podał, a jak. Zresztą kiedyś robiliśmy w jednej branży, tyle że on wyżej.

Na tym kończy się relacja pana Baczko, gdyż kiedy dyskretnie zwrócił uwagę Długalowi na należne mu znaleźne za tak niezwykłą zgubę, został sprawnie przez przybyłe służby usunięty z rejonu zagrożenia. Dalszy komentarz nie nadawał się do druku.

W wydanym oświadczeniu władze podziękowały służbom za ich wzorowe wykonywanie obowiązków, a młodzieży trudniącej się zawodowo handlem w kooperacji z trudnym rynkiem rosyjskim za obywatelską postawę. Jednocześnie dyskretnie zasugerowano, iż bomba mogła być przeznaczona do unicestwienia władz Mieszczna, twardo stojących na gruncie, a nawet i w błocie jeśli trzeba. Bo przecież banany mogły być przeznaczone na stół w ratuszu, lub co gorsza w domu jednego z prominentów!

Gdy w końcu po kilkunastu godzinach przybyła ekipa fachowców i z najwyższą ostrożnością, przy użyciu najnowocześniejszych środków rozbroiła podejrzany ładunek nie było już przy tym nikogo z naszych bohaterów ani rewolwerowych dziennikarzy. I bardzo dobrze zresztą, gdyż czy jest wiadomością godną wzmianki odkrycie rodziny spokojnych świerszczy, które uwiły sobie gniazdko w cieplutkim styropianie, donośnym cykaniem dając upust swej radości.

A pomimo wszystko jakoś nam teraz bliżej do wielkiego świata!

Marek Długosz

Wszelkie podobieństwo osób i miejsc do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe.

2005.08.17