Sytuacja w branży drzewnej regionu nigdy nie była tak zła. Nowe zasady sprzedaży drewna wprowadzone dwa lata temu przez Dyrekcję Generalną Lasów Państwowych spowodowały, że właściciele tartaków ograniczają lub okresowo wstrzymują produkcję. Ich pozycję na rynku pogorszyło dodatkowo pojawienie się wielkiego konkurenta w postaci szwedzkiego Swedwoodu. Przedsiębiorcy domagają się zmian, ale wiadomo, że ich wprowadzenie będzie możliwe dopiero za rok.
JEST LAS, NIE MA DREWNA
Lasy zajmują około 50 procent powierzchni powiatu szczycieńskiego - pod tym względem plasuje się on na jednym z czołowych miejsc w województwie. Nic zatem dziwnego, że właśnie obróbka drewna i wyrób mebli stanowią naturalny kierunek rozwoju gospodarczego tych terenów. W każdej gminie funkcjonuje przynajmniej po kilka tartaków. Wydawać by się mogło, że tutejsze firmy z branży drzewnej mogą narzekać na wszystko, tylko nie na brak surowca. Okazuje się jednak, że od dwóch lat drewna brakuje. Przedsiębiorcy mówią już nie tyle o kryzysie, ile o zapaści tej gałęzi produkcji.
NIEJASNE KRYTERIA
Żeby dobrze zrozumieć kłopoty drzewiarzy, trzeba przyjrzeć się dokładniej mechanizmowi zaopatrywania się przez nich w drewno. Monopol na jego sprzedaż posiada Państwowe Gospodarstwo Leśne Lasy Państwowe. Do niedawna za bezpośredni obrót surowcem odpowiedzialne były poszczególne nadleśnictwa. To do nich właściciele tartaków składali oferty kupna konkretnych gatunków i ilości drewna. Zaletą systemu była jego elastyczność: nadleśniczowie dobrze orientowali się w potrzebach lokalnego rynku, ilości odbiorców i preferowanych przez nich parametrach surowca. Sytuacja zmieniła się dwa lata temu, kiedy Dyrekcja Generalna Lasów Państwowych dokonała prawdziwej rewolucji w zasadach sprzedaży drewna. Obecnie ofertę zakupu materiału drzewnego przedsiębiorca składa nie jak kiedyś, w najbliższym nadleśnictwie, ale na internetowym portalu leśno-drzewnym. Najbardziej brzemienna w skutki różnica w stosunku do przeszłości jest taka, że teraz dostęp do drewna mają wszyscy, bez względu na lokalizację firmy. Oznacza to, że surowiec z Mazur mogą kupować przedsiębiorstwa z drugiego końca Polski. Każdy, kto chce dokonać zakupu, musi zalogować się do systemu, a następnie przedstawić swoją ofertę (można to zrobić tylko raz do roku), zawierającą klasę drewna, jego ilość oraz cenę, za jaką zainteresowany chce kupić surowiec. Jednak o tym, ile go faktycznie otrzyma decyduje tzw. komisja leśno-drzewna. Jej członkowie przyznają każdemu z ubiegających się podmiotów liczbę punktów. Jest ona uzależniona od długości wcześniejszej współpracy z danym nadleśnictwem, wysokości zaproponowanej ceny, przewidywalności i terminowego wywiązywania się z płatności. Punktacja decyduje o wysokości przydziału.
- Te kryteria są bardzo skomplikowane i niejasne dla kupujących. Z punktów, które dostaję na ich podstawie wynika, że nie mogę dostać takiej ilości drewna, na jaką złożyłem zapotrzebowanie - mówi Dariusz Rokicki, właściciel tartaku w Świętajnie. Drzewiarzom pozostawiono parasol bezpieczeństwa w postaci portalu e-Drewno, na którym można licytować dodatkowe partie surowca, pochodzące np. z cięć sanitarnych. Ta forma zakupu jest jednak bardzo niekorzystna dla kupujących. Licytowane drewno, sprzedawane często przez firmy niemające nic wspólnego z produkcją drzewną, osiąga bowiem astronomiczne ceny.
- Ponieważ w tym roku nie dostałem nic od Lasów Państwowych, musiałem kupować surowiec na licytacjach. Zapłaciłem 450 zł za metr, podczas gdy drewno z przydziałów kosztuje od 170 do 220 złotych. Przy takich cenach firma w ogóle nie może się rozwijać - narzeka Wiesław Gołąb, przedsiębiorca, właściciel tartaku w Linowie.
UPRZYWILEJOWANI GIGANCI
Niedobory drewna na lokalnym rynku nie są zdaniem drzewiarzy spowodowane wyłącznie nowymi zasadami sprzedaży. Według nich Generalna Dyrekcja Lasów Państwowych stworzyła system, w którym uprzywilejowaną pozycję zajmują drzewni giganci, pokroju zakładów papierniczych w Kwidzynie czy Swedwoodu. Duże firmy nie są skazane na portal leśno-drzewny - kontrakty podpisują w centrali DGLP. Umowy zawierają na wiele lat. Wielbarski Swedwood, który rocznie przerabia 300 tysięcy m3 drewna, nie musi się martwić, że w przyszłym roku zabraknie mu surowca, ponieważ ma 10-letnią umowę z regionalnymi dyrekcjami lasów w Olsztynie i Białymstoku.
- Trudno mieć pretensje do Swedwoodu, że wchodzi na rynek, gdzie są duże możliwości. Ale jeśli drewna generalnie brakuje, to żeby dać je dużym firmom, trzeba zabrać innym, mniejszym. To nie ma nic wspólnego z normalną grą rynkową - uważa Jerzy Kojtek, właściciel tartaku w Szymanach. O pogwałceniu zasad konkurencji mówią również jego koledzy po fachu. Politykę DGLP odnośnie handlu drewnem określają jednym słowem: reglamentacja. Czym, zdaniem drzewiarzy, było podyktowane wprowadzenie tak niekorzystnych dla małych przedsiębiorstw zasad? Niektórzy właściciele firm mówią wprost: nowy system, odcinający kupującego od nadleśniczego, miał w zamyśle jego autorów wyeliminować zjawisko korupcji towarzyszące bezpośrednim transakcjom handlowym. Według przedstawicieli branży, sam pomysł nie jest zły, ale jego realizacja przynosi opłakane skutki.
BĘDĄ PADAĆ
Nietrudno przewidzieć, jakie konsekwencje dla lokalnych firm oznacza nowy system i sąsiedztwo szwedzkiego giganta. Żadna z nich nie otrzymała w ubiegłym roku tyle drewna, na ile złożyła zapotrzebowanie. Żeby podtrzymać produkcję, niektórzy licytowali na e-Drewno, inni sprowadzali surowiec z zagranicy. Byli również i tacy, którzy musieli na jakiś czas zamknąć tartaki.
- Od września nie mam czego przerabiać. Pracownicy wykonują tylko prace porządkowe - mówi Szczepan Worobiej, właściciel tartaku w Jedwabnie. Jerzemu Kojtkowi zabrakło 4,5 tys. m3 drewna. Przedsiębiorca musiał zwolnić kilkunastu pracowników. Drzewiarze obawiają się, że będzie jeszcze gorzej. Najmniejszym zakładom zagląda w oczy widmo upadku.
- Do tej pory żaden z działających w okolicy tartaków nie padł, ale widziałem, z jakimi trudnościami niektóre się borykały. W przyszłym roku mogą nie przetrwać. Kłopoty czekają też lokalne firmy zajmujące się przewozem drewna - przewiduje Dariusz Rokicki.
Sytuacja niepokoi również przedstawicieli władz samorządowych. Wójt Świętajna Janusz Pabich szacuje, że na terenie jego gminy sektor drzewny daje zatrudnienie około 500 osobom.
- Upadek firm żyjących z drewna to dla samorządu strata dwojakiego rodzaju. Po pierwsze masa ludzi straci zatrudnienie, wielu spośród nich przejdzie na garnuszek opieki społecznej. Poza tym zmniejszą się wpływy z podatków płaconych przez podmioty gospodarcze - mówi wójt Pabich.
SPOTKANIE I WNIOSKI
Zaniepokojeni przedsiębiorcy postanowili niedawno ustalić wspólną taktykę i zaproponować metody uzdrowienia sytuacji. Na spotkaniu zorganizowanym 16 listopada w Świętajnie wypunktowali główne przyczyny kryzysu i wskazali szereg konkretnych rozwiązań, których wdrożenie zażegnałoby niebezpieczeństwo bankructwa niektórych zakładów. Za najpilniejsze sprawy uznają konieczność decentralizacji systemu, poprzez rozbicie portalu leśno-drzewnego na portale regionalne, sprzedające drewno wyłącznie lokalnym odbiorcom. Kolejną zmianą miałaby być możliwość podpisywania przez małe firmy umów wieloletnich z generalną dyrekcją lasów państwowych.
- W tej chwili mamy umowy roczne. To uniemożliwia planowanie jakichkolwiek inwestycji i wdrażanie innowacji. W starciu z dużymi zakładami, które mają wieloletnie umowy jesteśmy bez szans - tłumaczy Jerzy Kojtek. Sytuację lokalnych przetwórców drewna poprawiłaby również sprzedaż surowca dwa razy do roku, a nie, jak to miejsce obecnie, tylko raz.
WINNA POLITYKA
Z przedstawieniem swoich postulatów przedsiębiorcy chcą poczekać na nowego dyrektora generalnego lasów państwowych. Dotychczasowa praktyka pokazuje bowiem, że zmiana na tym stanowisku następowała po każdych wyborach parlamentarnych. Drzewiarze obawiają się, że jeśli swoje propozycje przedstawią obecnemu dyrektorowi, powędrują one do szuflady. Poparcie dla ich postulatów zadeklarował Adam Krzyśków, poseł ziemi szczycieńskiej. Polityk PSL zwraca uwagę na polityczny kontekst sytuacji na rynku drzewnym.
- Rządy Prawa i Sprawiedliwości cechowała tendencja do centralizowania wszystkiego i rozrostu centralnych organów. Widać to również na przykładzie handlu drewnem - uważa poseł.
Kiedy propozycje drzewiarzy mogłyby wejść z życie? Wiadomo, że nie stanie się to w roku 2008, na który tartaki już poskładały oferty kupna. Zdaniem Adama Krzyśkowa jeszcze w tym roku nastąpi zmiana na stanowisku dyrektora generalnego lasów państwowych, co otworzy pole do rozmów nad zmianą systemu.
- Istnieje duża szansa, że w roku 2009 sprzedaż drewna będzie się odbywać na zdrowszych, opartych o regionalizm zasadach - przewiduje poseł.
Wojciech Kułakowski/Fot. M.J.Plitt