Wiadomo, że drogi gminne nie należą raczej do tras, którymi jeździ się szybko i komfortowo. Są wśród nich jednak i takie odcinki, po których jeździć praktycznie się nie da. Takimi są z pewnością drogi łączące Kot z Dębowcem. Mieszkańcy tych miejscowości od dwóch lat nie mogą doczekać się ich remontu.

Dwa lata na wertepach

PROŚBY I OBIETNICE

Kot to niewielka wieś położona na zachodnich rubieżach powiatu szczycieńskiego, około 10 kilometrów na południowyzachód od Jedwabna. Wraz z sąsiednią osadą Dębowiec tworzy wspólne sołectwo. Mieszka tu niewiele ponad 100 osób. Większość żyje z pracy w lesie bądź agroturystyki, czemu sprzyja zaciszne otoczenie i bliskość rzeki Omulew. Przez wioskę biegnie kilka dróg. Asfaltowy odcinek, należący do powiatu łączy Kot z szosą Jedwabno-Nidzica. Natomiast pozostałe dwa trakty o gruntowej nawierzchni prowadzą w kierunku Dębowca i terenu po dawnym poligonie Muszaki. Za ich utrzymanie odpowiada gmina Jedwabno. Drogi do Dębowca stanowią szlak wywozu drewna z rozciągających się wokół rozległych kompleksów leśnych. Nietrudno się domyślić, jakie skutki dla miękkiej, piaszczystej nawierzchni mają przejeżdżające po niej ciężkie samochody wyładowane dłużycą. Przejażdżka po nich autem osobowym wymaga sporego skupienia i zmniejszenia prędkości do kilku kilometrów na godzinę.

- Czasami jestem zmuszony przejechać tędy trzy razy dziennie. Nie muszę chyba mówić, ile zabiera mi to czasu i nerwów - mówi poirytowany Mirosław Zinko z Dębowca. Mieszkańcy Kota narzekają na błoto pryskające spod kół samochodów wprost na ściany i okna budynków stojących w bezpośrednim sąsiedztwie drogi. Sołtys wsi i jednocześnie wiceprzewodnicząca Rady Gminy Marianna Szydlik wyjaśnia, że fatalny stan dróg nie jest wyłącznie skutkiem ich wytężonej eksploatacji, ale przede wszystkim braku zainteresowania władz gminnych.

- Po raz ostatni doczekały się remontu dwa lata temu. Umocniono wtedy najszerszy odcinek w środku wsi. Od tamtej pory nie zrobiono nic. W tym roku ani razu nie przejechała tędy nawet równiarka - żali się sołtys. W sprawie dróg w swojej wiosce interpeluje niemal na każdej sesji od początku bieżącej kadencji samorządu. Twierdzi, że wójt Włodzimierz Budny za każdym razem obiecuje naprawy, ale na obietnicach się kończy.

- Jeszcze wiosną tego roku, na wyborach sołeckich zapewniał nas, że drogi zostaną wkrótce naprawione. Jednak remontu nie doczekaliśmy się do dziś - narzeka Marianna Szydlik.

BĘDZIE REMONT

Wójt Budny zapewnia, że doskonale zna sytuację mieszkańców Kota i Dębowca. Zaprzecza jednak, jakoby wiosną składał obietnice szybkiego remontu dróg.

- Pod koniec sierpnia mówiłem, że będą zrobione i tak się stanie. Do remontu przystąpimy prawdopodobnie na przełomie września i października - obiecuje wójt. Dlaczego Kot tak długo nie może się doczekać napraw drogowych? Wójt Budny tłumaczy, że harmonogram napraw podyktowany jest przede wszystkim liczbą mieszkańców danej wsi.

Dodaje, że sytuacja w Kocie jest szczególnie trudna. Według wójta doraźny remont tamtejszych dróg wystarczy zaledwie na dwa tygodnie. Potem ciężarówki z drewnem znowu podziurawią nawierzchnię.

- Według mnie najlepiej byłoby jedną z dwóch dróg do Dębowca zamknąć dla transportów drewna. Inaczej nie nadążymy z naprawami - mówi Włodzimierz Budny.

NA KOŃCU ŚWIATA

Mieszkańcy Kota są jednak coraz bardziej zniecierpliwieni. Niektórzy z nich własnymi rękami próbują łatać i wyrównywać dziury w drogach. Obawiają się, że fatalny stan wiejskich traktów negatywnie odbije się na turystycznym wizerunku wsi. Uważają, że z racji peryferyjnego położenia gmina traktuje ich po macoszemu.

- Kot to wioska na końcu gminy i powiatu. Czasami mam wrażenie, że również na końcu świata - nie kryje rozgoryczenia sołtys Marianna Szydlik.

Wojciech Kułakowski