Oblewanie się wodą w Lany Poniedziałek to zabawa, którą wszyscy dobrze znają. Tego dnia można oblewać wszystkich i wszędzie, co daje, bo taka już jest natura ludzka, sporo uciechy oraz satysfakcji.
Nasze miasto nie jest żadnym wyjątkiem i jak wszędzie tego dnia można dostać się pod pokaźną wodną szprycę. Najwięcej uciechy z bezkarnego oblewania się wodą mają dzieci i młodzież. Ganiają tego dnia do utraty tchu po ulicach miasta, parkach i skwerkach z rozmaitymi lanoponiedziałkowymi gadżetami - pistolecikami na wodę, zmyślnymi wodnymi pisankami itp., itd. Ekstrema używa wiader, albo nawet ogrodniczych węży. Tak działo się w ubiegłych latach na osiedlach domków jednorodzinnych. W ogródkach czaili się młodzieńcy i chlust! polewali ogrodowymi szlauchami nic nie podejrzewających przechodniów. Podobne niebezpieczeństwo czyhało na przechodniów spacerujących pod balkonami na ul. Polskiej. Tam niejeden, mniej uważny spacerowicz, dostał się pod kubeł zimnej wody. Brrr! Jak będzie w tym roku - nie wiadomo, bo gdy to piszemy jest akurat Wielka Sobota.
* * *
Dawniej bywało tak, że to chłopcy, czy młodzieńcy ganiali płeć przeciwną, ale ostatnio nie pozostają im dłużne dziewczęta, w ogóle nie czując respektu wobec swoich męskich rówieśników. Kiedyś byłoby to nie do pomyślenia, wodą polewano głównie panny, a im bardziej była mokra, tym większe wróżono jej szanse na rychłe zamążpójście. Gniew czy obrażanie się było nie na miejscu, bo groziło staropanieństwem. Poza tym, śmigus i łączony z nim dyngus, to nie jedno i to samo. Pierwsze oznaczało okładanie się rózgami, zaś drugie polewanie wodą. Kto to jednak dziś pamięta, chyba nasi dziadkowie. Teraz nikt już nikogo nie chłoszcze rózgami, a wszyscy polewają się wodą. Jedni umiarkowanie, inni jak już wspomniano, wiadrami albo nawet wężami. Cóż, jak mówi staropolska rymowanka, to właśnie w wielkanocny poniedziałek: czy kto stary, czy kto młody nie uniknie wiadra wody!
Marek J.Plitt