...ogrodnicza, czyli kawałek ziemi rolnej pod uprawę warzyw i owoców w czasach mojego wkraczania w dorosłe życie była ważna, a jej posiadanie szczytem marzeń. Wychowana na roli – moi dziadkowie mieli gospodarstwo rolne na ulicy Suwalskiej - oraz w przydomowych ogródkach i ja chciałam mieć plony. W moim rodzinnym domu po marchewkę, pietruszkę czy też sałatkę szło się do ogrodu lub jechało do dziadków.
Pierwszy ogródek moi rodzice uprawiali tuż obok domu na ulicy Konopnickiej, drugi na ulicy Sienkiewicza. Obecnie w miejscu dawnych działek na ulicy Sienkiewicza powstała droga wjazdowa. Nie każdy pamięta, że wcześniej były tam pasy uprawnej ziemi, na których mieszkańcy budynku uprawiali podstawowe warzywa. Miejsce służyło też do rekreacji i modnego wówczas opalania. Do dziś pamiętam jak moja koleżanka Elżbieta przemieniała się w egzotyczną Indiankę, leżąc na ręczniku właśnie między grządkami. W latach osiemdziesiątych pasy uprawne zostały zlikwidowane, a na ich miejscu stanęły garaże, z czasem garaże rozebrano i teraz jest tam wspomniany wjazd na posesję i miejsca parkingowe. Często spotykam koleżankę, która tam latem zażywała słonecznych kąpieli i niedawno przypomniałam jej o tym. Ze śmiechem stwierdziła: „lubiłam tam się opalać i wydawało mi się, że mnie między zagonami nie widać” i już z rozbawieniem dodała: „ale ty masz pamięć”. W rewanżu wypaliła: „a ja pamiętam jak w stroju i z książką pod pachą szłaś na kładkę”. To były czas naszej młodości.
Niestety nie mam fotek przemian toczących się pod oknami kamienicy na ulicy Sienkiewicza a kanałem łączącym jeziora Małe Domowe z Dużym Domowym. Za to zgromadziłam całą plejadę zdjęć ukazujących nasze inne działki ogrodnicze i rodzinne spotkania. Wynika z nich, że królową i taką typową przodownicą pracy była moja mama. Na działce spędzała każdą chwilę i trudno jej było rozstać się z królestwem roślin. My też, gdy wracaliśmy z pracy, to często rodzinnie aż do ciemnej nocy zajmowaliśmy się pielęgnacją upraw. Syn bawił się w poszukiwacza skarbów i kopał dołki. Pewnego dnia postanowił zrobić pułapkę. Wykop przykrył patykami i zamaskował trawą. Tak był pochłonięty tworzeniem konstrukcji, że gdy w pewnym momencie zajął się inną czynnością - zapomniał o pułapce i przysłowie: „kto pod kim kopie dołki, ten sam w nie wpada” się dokonało. Śmiechu było wiele, ale nie dla niego. Następnego dnia wznowił pracę i aby usatysfakcjonować zmyślnego konstruktora pułapek – dziadek poddał się zabawie i dał się „złapać”, efektownie wpadając do dołu.
Jednak w pewnym momencie wszystko się kończyło, lato mijało, następowała jesień. Plony zostały zebrane i przetworzone. Piwnice zapełnione wekami, a przyrodę w swoje panowanie przejęła zima. Wówczas moja mama nie ukrywała tęsknoty za swoimi ukochanymi kwiatami i uprawami. By docenić tę jej tęsknotę za ogródkiem w 1997 r. postanowiłam zrobić mamie mały prezent. Podarowałam zdjęcia z napisanym dla niej wierszem:
Lato wróć
Płatki śniegu
Dokończyły biegu
Na mojej działeczce
Osiadły na skałce
Przyprószyły grządki
Zrobiły porządki
Biel zapanowała
Zima nastała
Tęsknię za latem
I każdym kwiatem
Zapachem ziół
Zielenią pól
Słońcem gorącym
Lasem pachnącym.
Obecnie, kiedy mama choruje i już roślinek nie pielęgnuje, to wspólnie wspominamy czas, gdy działka łączyła nas. Cóż... lata mijają i osobiście przyznaję, że teraz na działce najlepiej się odnajduję przy krzaczku z książeczką na leżaczku. A te wspomnienia o działkach, to kwiatki dla mojej matki.
Grażyna Saj-Klocek